24kwiecień2024     ISSN 2392-1684

Aktualności

Odprawa towarów ma trwać w polskich portach 24 godziny

"El Temerario" - IMO 9319571 - Łukasz Pacholski

Nowe rozwiązanie zakładające 24-godzinną odprawę w portach to fragment tzw. czwartego pakietu deregulacyjnego. W tym tygodniu ustawę podpisał prezydent. Intencje resortu gospodarki przy zmianie prawa były jasne - polskie porty przegrywały konkurencję z niemieckimi, gdzie towary odprawia się szybciej i sprawniej. Nowe przepisy powinny to zmienić. Niestety, przedsiębiorcy są sceptyczni wobec zapowiedzi.

- Nie obawiam się o działanie Służby Celnej, ta działa na europejskim poziomie, jest już w XXI wieku. Duża część odpraw następuje, gdy ładunek jest jeszcze na morzu - ocenia w rozmowie z "Wyborczą" Krzysztof Szymborski, prezes Bałtyckiego Terminalu Kontenerowego, przewodniczący Rady Interesantów Portu w Gdyni. - Problem jest natomiast z organizacją pracy pozostałych służb, m.in. sanitarnych. Nadal brakuje odpowiedniego systemu pracy, niektóre służby działają np. na jedną zmianę, a port żyje całą dobę. Do tego brakuje przygotowania do szybszej pracy. Konieczne do zbadania próbki żywności wozi się z Gdyni do Gdańska i z powrotem. To wszystko zabiera czas, jest nieefektywne. A przypomnę, że na granicy działa sześć różnych służb, każda ma prawo kontroli.

- W branży krąży takie powiedzenie, że Hamburg ma tę przewagę nad polskimi portami, że tam nie ogląda się każdej szklanki osobno - mówi "Wyborczej" Artur Jadeszko, prezes ATC Cargo, wielkiego operatora logistycznego notowanego na warszawskiej giełdzie. - To, co mówię, to nie jest zarzut do żadnej konkretnej służby, ale do całego systemu, do zbyt rozbudowanych, nieżyciowych przepisów.

Sanepid musi spojrzeć na wszystko

Jadeszko przytacza konkretne przykłady: - Żeby sprowadzić jakiś towar na teren Unii, musi on posiadać odpowiedni certyfikat bezpieczeństwa. Ale certyfikat certyfikatem, a urzędnik te towary oglądać musi, bo ktoś przed laty napisał w rozporządzeniu, że sanepid musi oglądać sprowadzany towar. Więc te transporty szklanek, mikserów i innych produktów są oglądane. Często nie ma nawet środków technicznych, aby sprawdzić, czy dany towar spełnia jakieś wymogi czy nie, ale spojrzeć trzeba. Podobne absurdy można mnożyć. W Polsce jeśli zadeklarujemy, że towar jest na palecie, to następuje kontrola, czy palety są pokryte środkiem zabezpieczającym. Takie praktyki w Hamburgu byłyby nie do pomyślenia, tam nie ma odpowiednika sanepidu przy odprawie towarów przemysłowych posiadających certyfikaty.

- W Polsce problemem nie są przepisy, ale ich stosowanie i zdrowy rozsądek - ocenia Jarosław Klein, prezes Canada Trading, spółki importującej ryby do Polski. - Jeśli w niemieckim porcie urzędnik znajdzie błąd w dokumencie, to pokaże, o co chodzi, powie, żeby wspomnieć o błędzie wystawcy dokumentu, i rzuci na odchodnym: "Proszę tego pilnować w przyszłości". W Polsce trzeba natychmiast ściągać poprawiony dokument, a to zajmuje mnóstwo czasu. I generuje drastyczne straty. Opłaty za kontener stojący w porcie są bowiem wyższe niż np. w chłodni poza portem. Znam przypadki, że firmy tak długo czekały na poprawione dokumenty np. z Wietnamu, że wartość opłat portowych przekroczyła wartość towaru. A transport z niemieckiego portu jednego kontenera jest o ok. 300 zł droższy, ale nie ponosi się ryzyka, że się utknie w porcie.

- Jeśli chodzi o sytuację w portach, to rzeczywiście docierały do nas sygnały, że czasami pojawiały się kłopoty z odprawami, że te kwestie były nieco przeregulowane - mówi "Wyborczej" Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektora Sanitarnego. - Z drugiej strony proszę pamiętać, że kontrolerzy zawsze dbają o bezpieczeństwo konsumentów i nie działają na podstawie własnego "widzimisię", ale obowiązujących ich przepisów. Dlatego nie można im stawiać zarzutów, że to prawo egzekwują. Sądzę jednak, że jeśli następuje pewna liberalizacja tych przepisów, to rzeczywiście sytuacja przedsiębiorców może się poprawić, a interes konsumentów nie będzie zagrożony.

Sprawdzają nawet rozmiary etykiet na kartonach

Klein przytacza też inne przypadki utrudniające życie przedsiębiorcom. - Mój towar nie trafia do odbiorców, ale do zakładów przetwórczych i dopiero później na rynek. A mimo to spotykam się z kontrolami etykiet na wysyłanych do fabryk kartonach. Ostatnio nawet mierzono wielkość tych etykiet. A podkreślam - ten towar nie trafi do konsumenta, więc teoretycznie te etykiety są zupełnie niepotrzebne.

Jak poprawić sytuację?

- Szczecin jako jedyny w kraju port wdrożył z powodzeniem program Single Window na terminalu kontenerowym - mówi "Wyborczej" Monika Woźniak-Lewandowska z portu w Szczecinie. - Służby kontrolne takie jak Służba Celna, Graniczny Lekarz Weterynarii, Inspekcja Sanitarna i Fitosanitarna mogą zamieszczać online informacje o przeprowadzonych przez siebie kontrolach. Funkcjonalność tego systemu pozwala na uzyskanie informacji o kontroli towaru w każdym kontenerze, o zakończeniu procedury z wynikiem pozytywnym i sprawdzeniu odpowiednich dokumentów.

Woźniak-Lewandowska ocenia, że m.in. dzięki temu rozwiązaniu czas kontroli w porcie udaje się zamknąć nawet w 4 godz.

Prezes Szymborski także wierzy w koordynację działań. - Zakładam, że skoro Służba Celna ma być służbą koordynującą pracę wszystkich służb, to systematycznie sytuacja będzie się poprawiać. Ważne, aby następowało to szybko.

Ale od niemieckich porównań uciec się nie udaje. - Niemieckie służby są bezwzględne, gdy pojawia się zagrożenie albo realne podejrzenie przestępstwa. Wtedy naprawdę wnikliwie badają jakiś transport czy typ produktów - mówi Jadeszko. - Ale w codziennej pracy tam jest ogromne zaufanie do przedsiębiorcy. Tego sobie życzmy. Skoro przedsiębiorca czy obywatel może złożyć PIT, który jest deklaracją, to czemu przedsiębiorca, pod groźbą odpowiedzialności, nie ma deklarować, co sprowadził do Polski? Wystarczy trochę zaufania i nie trzeba będzie oglądać tych milionów szklanek...


Fot. "El Temerario" - IMO 9319571 - Łukasz Pacholski 
Źródło: wyborcza.biz

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież