28marzec2024     ISSN 2392-1684

Galeria jednego kadru

GALERIA JEDNEGO KADRU / 109

109 DSC 0730a

Gdynia, piątek, 3 kwietnia 2015

Stojący w przechyle w gdyńskiej Stoczni Marynarki Wojennej „Oceanic“, zbudowany w 2012 roku statek do przewozu ładunków specjalnych, ciężkich i wielkogabarytowych (Multipurpose Special Cargo Vessel) to jednostka bardzo ciekawa. Najprościej można by ją określić jako „plywającą balię” z niecodzienną, kilkupiętrową wieżą nadbudówki na jednej burcie.

Statek, zaprojektowany przez holenderską grupę Hartman Marine Group BV i oznaczony jako M2 Runner, posiada, przy stosunkowo skromnej długości 92,90 metrów i szerokości 15 m, jedną olbrzymią ładownię o pojemności 219.000 ft³ (6.207 m³) lub też, inaczej mówiąc – 2.989 GT oraz wolny pokład o powierzchni 1.300 m². Łączna powierzchnia ładunkowa wynosi 2.900 m². To wielkości, które charakteryzują zazwyczaj jednostki o nośności 6.000 DWT – podczas, gdy M2 Runner ma tylko 3.500 DWT. Ponadto można zdjąć na nim pokrywy lukowe, dzięki czemu wysokość ładunku jest praktycznie nieograniczona! „Oceanic“ jest też statkiem bardzo ekonomicznym, stosunek nośności do ilości spalanego paliwa jest bowiem nad wyraz korzystny.

Dociekliwy czytelnik znajdzie oczywiście informację, że „Oceanic” zbudowany został w Polsce! Dokładniej mówiąc, w firmie Partner Shipyard Ltd. z podszczecińskich Polic. Stocznia wykorzystuje tam dwa nabrzeża – jedno na terenie Fabryki Papieru Skolwin, drugie w porcie barkowym w Policach, oraz siłę roboczą, w szególności z Korei Północnej i Ukrainy, choć także i naszą, polską.

Jak to funkcjonuje? To prosty łańcuch interesów, działających w dwie strony. W jedną stronę zleceniodawca (zachodni, zazwyczaj holenderski lub niemiecki) zamawia statek lub jego elementy w renomowanej firmie holenderskiej CIG Shipbuilding , popularnie znanej pod nazwą Shipkits (SK), a ta z kolei zleca budowę firmie z Polic.

Z powrotem funkcjonuje to podobnie. Partner Shipyard płaci swoim pracownikom stawki, powiedzmy ostrożnie, wschodnioeuropejskie, gotowy produkt wysyła do Shipkits po cenach środkowoeuropejskich, a ten z kolei sprzedaje go zleceniodawcy po stawkach zachodnioeuropejskich. Dzięki temu wszyscy są zadowoleni. No, prawie wszyscy, bo nasi rodzimi pracownicy nie do końca. Kto chce, bez trudu wygoogluje sobie opinie o firmie, więc nie będę tutaj tych słów przytaczał.

Ja sam, jeśli już o tym mowa, należę raczej do drużyny zadowolonych, jako że miałem okazję natknąć się na ten niezwykły, ciekawy, choć niekoniecznie piękny statek w Gdyni, do tego w blasku zachodzącego słońca. Czegóż chcieć więcej?

© Antoni Dubowicz

 

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Więcej GALERII JEDNEGO KADRU