18kwiecień2024     ISSN 2392-1684

„szkunerowe” rozmyślania

00 DSC 7074-nb

Od lat celebruję ten sam rytuał. Pierwsze, co robię, wchodząc do portu we Władysławowie, to sprawdzam, czy przy nabrzeżu są kutry „Szkunera”. Jeśli tak, dobrze – raduje się we mnie dusza fotografa, będą nowe ujęcia! A jak kutrów nie ma – też dobrze. Znaczy, są w morzu i łowią. Hurra! Cieszy się „rybacka” część mojej duszy. Może trafi mi się okazja, by zobaczyć jak wracają z ładowniami pełnymi ryb?

Tak, Władysławowo to zdecydowanie „Szkuner”, ostatnia rybacka flota z prawdziwego zdarzenia, jedyna, która dała radę przejść w nowe czasy i nie rozmienić się na drobne. Ale Władek to nie tylko kutry. Od jakiegoś czasu do obowiązkowych punktów programu dołączyła szkunerowska stocznia. Normalny tam jeszcze do niedawna widok kompletnie opuszczonych stanowisk stoczniowych, sterczących kikutów rusztowan i hulającego po stoczni wiatru należy już bowiem szczęśliwie do przeszłości.

Od kilku lat w „Szkunerze” zaczęło się dziać, przestały straszyć stojące latami wraki niechcianych, nikomu niepotrzebnych pływadeł, nie ma też już brygad z palnikami, tnących zdrowe na oko kutry na złom. Od tych widoków krajalo się serce i robiło słabo. Teraz stocznia znów zaczęła być stocznią. Statki stoją nie tylko po to, aby oczyścić im kadłuby i nałożyć świeżą warstwę farby. Widok większej lub mniejszej przebudowy staje się normą. Nowe nadbudówki, przedłużanie kadłubów, nowa rufa, zmiana osprzętu i wyposażenia, wszystko da się zrobić. I się robi! Jak trzeba, do stoczni wejdzie jakiś zdezelowany kuter, a opuści ją jako bardziej lub mniej zgrabny „żaglowiec”, wożący przybyłych z głębi kraju turystów w korsarskie rejsy po „prawdziwym” morzu. Nierzadkim gościem jest też któryś z ratowniczych statków typu SAR 1500 (jest dla nich specjalnie przygotowane stanowisko), czy różnego rodzaju „kontrolery”. Ostatnio dołączyły do nich również szare kadłuby jednostek Marynarki Wojennej. Widoczny znak, że stocznia zdobywa uznanie i szerszą klientelę!

Może nie wszystkim podoba się wysoki płot i elektroniczne bramki, uniemożliwiające wlażenie na teren każdemu, komu przyjdzie akurat na to ochota, ale to też widoczny znak, że zaczyna być tak, jak być powinno.

Kilka miesięcy temu mialem okazję podziwiać od wewnątrz jeszcze wtedy nie gotową nową halę namiotową, dzięki której prace przy kutrach będą mogły być prowadzone przez cały rok, niezależnie od pogody.

Cieszy fakt, że miast biadolić i pytać - jak żyć?- nowi zarządcy „Szkunera” wzięli się do konstruktywnej roboty. Nie trzeba się już obawiać, że nasz największy port rybacki zniknie z krajobrazu rybackiego wybrzeża, dzieląc los wielu innych. Każda kolejna wizyta we Władysławowie umacnia mnie w przekonaniu, że jest dobrze. Ale zanim pokażę Wam najnowsze „szkunerowskie” kadry, cofnijmy się nieco w czasie, do sierpnia 2012 roku. Wtedy zainspirowały mnie rusztowania. A naprawdę było co fotografować!

© Antoni Dubowicz 2014

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Komentarze  

+1 #1 Anonimowy 2014-02-07 22:41
Faktycznie w tym roku było tyle statków na stoczni co przez ostatnich 10 lat razem wziętych. Miło było popatrzeć.
Cytować

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: