20kwiecień2024     ISSN 2392-1684

ARM „Cuauhtemoc” – powitanie

00-DSC 6388-nb

Meksykański bark szkolny zapowiedziany był na dziewiątą. Zacumować miał w miejscu, zajmowanym zwykle przez „Dar Młodzieży”. Jako, że „Dar” był właśnie w Gdyni, ciekaw byłem, czy żaglowce staną obok siebie. Niestety, tak się nie stało. Punktualnie o ósmej rano „Dar Młodzieży” odszedł od nabrzeża i schował się w głębi portu. Szkoda.

„Cuahtemoc” pojawił się na horyzoncie o wpół do dziewiątej. Na początku widać było tylko zarysy masztów z jakąś nieokreśloną, wielką plamą za rufą. Nie pomogło przecieranie oczu, plama nie znikała, po dłuższej zaś chwili okazała się być monstrualnych rozmiarów meksykańską flagą!

Wiele mówiło się wcześniej o efektownych wejściach tego żaglowca, ale flaga przerosła moje oczekiwania.

Krótko jednak przed wpłynięciem do portu zmieniono ją na mniejszą. I dobrze, bo już się obawiałem, że zaczepi ona o główki wejściowe i się zerwie lub poszarpie. Jakby w drodze rekompensaty za te straty wizualne - doszła jednak oprawa muzyczna. Z e statku rozbrzmiały oto głośne dźwięki meksykańskich melodii. Wypatrywałem na pokładzie orkiestry dętej, ale najwyraźniej była to jednak muzyka z konserwy. Tak wielkiej grającej szafy, do tego pływąjacej, jeszcze nigdy nie widziałem. Wrażenie było kolosalne!

Lecz nie był to wcale koniec atrakcji! Zgodnie z przewidywaniami, na wszystkich dziesięciu rejach oraz na bukszprycie stali paradnie ubrani marynarze, a na masztach rozpięta była wielka gala flagowa! Naprawdę trudno o bardziej operetkowe i efektowniejsze wejście!

Do rufy „Cuauhtemoca” przywiązany był gdyński holownik „Centaur II”, który obrócił żaglowiec w basenie portowym tak, by mógł on zacumować dziobem w kierunku morza. Zacumować, to wprawdzie łatwo powiedzieć, manewry okazaly się jednak niezwykle trudne. Wiał silny wiatr, odpychający statek od nabrzeża. Trzeba bylo więc najpierw podciągnąć rufę żaglowca tak blisko, by można było podać na ląd rzutkę z cumą, po czym Centaur podszedł tyłem pod burtę „Cuauhtemoca” i z zaczął z całych sił dopychać ją do brzegu. Uff, po dobrych dziesięciu minutach ciężkiej pracy manewr się udał i bark stanął wreszcie na przewidzianym miejscu. Nie obyło się jednak bez drobnych emocji. W zapale dopychania o mały włos nie trzasnęła z hukiem jedna z pneumatycznych odbojnic, chroniących burty statku. Spłaszczona do granic wytrzymałości trzeszczała potężnie, pękło w niej nawet kilka szwów, ale obyło się szczęśliwie bez eksplozji. Drobiazg, którego większość ze stojących na brzegu witających i tak w ogóle nie zauważyla.

Marynarze zeszli tymczasem z rei i ustawili się na pokładzie. Wyglądali nadzwyczaj elegancko w śnieżnobiałych spodniach i bluzach w granatowo-białe pasy. Uśmiechnięte ich twarze wzbudzały w widzach pozytywne emocje i zaskarbiały sobie natychmiast sympatię.

Piękny, ozdobny trap z napisem „B.E. Cuauhtemoc” opuszczać trzeba było bardzo ostrożnie, bo zebrany pod burtą tłumek wcale nie chciał się rozstąpić. Każdy usiłowal podejść jak najbliżej do statku, by zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. Ale załoga jest już chyba do takich powitań przyzwyczajona, nie bez powodu ma renomę najprzyjaźniejszej i najbardziej otwartej – opkręt zaś (okręt, ponieważ jest to jednostka marynarki wojennej) nazywany jest ambasadorem (The Ambassador) oraz rycerzem mórz (Knight of the Seas).

W Gdyni potwierdziło się, że nie ma w tym ani krzty przesady. Ze swej strony Gdynia pokazała, że jest nadzwyczaj gościnnym portem. „Cuauhtemoca” witano tutaj już po raz drugi, pierwsza wizyta odbyła się 10 lat wcześniej, w 2003 roku. Dwukrotnie też meksykański bark gościł w Szczecinie, uczestnicząc w regatach The Tall Ships' Races 2007 i 2013. Właśnie z finału regat w Szczecinie przypłynął do Gdyni w tę sobotę, 17 sierpnia 2013 roku.

Ja jednak, podobnie jak i większość witających meksykański bark w Gdyni, widziałem go po raz pierwszy! Nie ja jeden więc ucieszyłem się, ze można go będzie zwiedzać. Tego dnia było to akurat trudne, ponieważ zapowiedział się z wizytą ambasador Meksyku, ale żaglowiec pozostać miał w Gdyni przez pięć następnych dni – znajdzie się więc okazja, aby wejść na pokład.

Opowiem wam o tym w następnej relacji.

© Antoni Dubowicz

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: