19kwiecień2024     ISSN 2392-1684

Na pokładzie „Pilota-5” / część 2

00-DSC 5985-nb

Ze zdjętym z „Finnhawka” pilotem na pokładzie mkniemy w morze. Pan Marcin Wolniak przy sterach postanowił mi chyba sprawić przyjemność, bo suniemy naprawdę „co koń wyskoczy”! Rozbryzgi wody co rusz trafiają we mnie, krzątającego się na tylnym pokładzie w poszukiwaniu dobrych motywów do fotografowania. Szmatka do wycierania obiektywu jest więc stale w użyciu. Ale, myślę sobie, trochę kropel przyda zdjęciom prawdziwie morskiego klimatu, więc wcale mnie to nie martwi!

Pierwszym zdarzeniem było jednak nieoczekiwane spotkanie z „Orłem”. Zajęty obserwowaniem wodnej piany po prawej, nasłonecznionej burcie o mały włos go nie przegapiłem. Tylko przypadkiem zerknąłem w lewo - i był tam, wynurzony, z maleńkimi ludzikami na absurdalnie wielkim pokładzie. Prawdę mówiąc, byłem nim rozczarowany. Wcale nie był ciekawy i jakoś zupełnie nie pasował mi ani do miejsca, ani do „pilotowej” przygody. Troszkę nawet żałowałem, że go w ogóle zauważyłem. Odwróciłem się więc, by powrócić do łapania w kadr bryzgów wody.

Chwilę później, zobaczywszy jakiś ruch w kabinie, idę zerknąć, o co chodzi. Sprawa okazuje się prosta, zbliżamy się do następnego naszego statku. Pilot, pan Zygmunt Piwowarczyk („Piwo”) jest już gotów do akcji. No, no, pełen szyk! Elegancka kamizelka, przez ramię przerzucona torba (co on tam nosi w środku? Mapy? Laptopa? Nie wiem, jakoś nie zapytałem. Może następnym razem, jeśli go kiedyś spotkam), w dłoniach rękawiczki!

A oto już i statek przed dziobem! Wychodzę na zewnątrz, aby mu się przyjrzeć. I rozpoznaję! To przecież mój dobry znajomy, jeden z samochodowców, które już kilka razy widziałem w porcie –„Asian Breeze” albo „Arabian Breeze”. Zbliżamy się do niego bardzo szybko, więc sprawa wyjaśnia się w oka mgnieniu - to „Asian Breeze”. W pełnym biegu mijamy się z nim prawą burtą, po czym rozpoczynamy ostry skręt w prawo. Wykonując idealnie zgrabny łuk, przechodzimy za jego rufą (co mi pozwala na kolejne niezłe ujęcie) aby zaraz znaleźć się po jego lewej burcie, idąc kursem równoległym.

Czekają już na nas, wszystko przygotowane na podjęcie pilota. Dziura w burcie jest jednak dość wysoko, drabinka zwiesza się na dobre cztery metry! Oj, trzeba sie będzie wdrapywać po pionowej ścianie statku. Całe szczęście, że pogoda jest idealna i pilotówką nie miota na wysokiej fali (już w chwili, w której o tym pomyślałem, zamarzył mi się taki rejs!!!).

Podchodzimy! Manewr wykonany jest perfekcyjnie, pan Marcin jest mistrzem w swoim fachu. „Piwo”, czyli pan Zygmunt Piwowarczyk, asekurowany przez pana Romana Wossa czeka na dziobowym podeście na odpowiednią chwilę. Ja też! Teraz! Pstryk! Łapię go w dokładnie w momencie stawiania tego decydującego kroku. Teraz wspina się po sznurowej drabince, sprawnie, zgrabnie i lekko, jakby nigdy w życiu nic innego nie robił, jakby miał dwadzieścia lat! Zaczynam rozumieć, dlaczego jednym z warunków wykonywania zawodu jest pełna sprawność fizyczna! Chyba będę musiał potrenować, bo nie ukrywam, że trochę mu zazdroszczę.

Ale póki co, odpływamy od burty „Asian Breeze”, żegnani przez machającą do nas załogę. Bieg z powrotem jest, zdaje mi się, jakby jeszcze trochę szybszy. Może dlatego, że obciążenie mniejsze? Nie ma już przecież „Piwa” na pokładzie!

Po drodze mijamy się w dość znacznej odległości z rorowcem „Finnhawk”, z którym nie dalej jak pół godziny temu mieliśmy styczność, zabierając z niego odstawionego właśnie na samochodowiec pana Piwowarczyka. Doprawdy, w tym zawodzie to się człowiek naskacze po różnych pokładach! Ciekaw jestem, czy piloci prowadzą jakiś prywatny ranking tych najbardziej i tych mniej przyjaznych statków?

W porcie ponownie zatrzymujemy się tuż za główkami wejściowymi, nie dochodząc do żadnego nabrzeża. Mamy kolejne zgłoszenie! Doprawdy, ruch tu dzisiaj jak na sopockim Monciaku.

Razem z nami czekają na klienta dwa holowniki WUŻu, kręcąc się po awanporcie. To „Centaur II” i „Fairplay-IV”. Zastanawiam się przez chwilę, czy nasz klient to również ich klient, ale to niedorzeczne. Jeżeli czekają tutaj, to na statek, który będzie wchodził, a nie wychodził. I dociera do mnie, że prawdopodobnie będzie to „Asian Breeze”, który dopiero co obsłużyliśmy. Z tej strony na to patrząc - to jak nabardziej wspólny klient!

Ja jednak zajmę się lepiej obserwacją portu. „Union Explorer”, czarny grecki masowiec przy Francuskim właśnie ma przerwę w załadunku. Czeka na następny rzut ciężarówek, które dowiozą pod burtę kolejne tony żelaznego złomu, ktore trafią do...

Właśnie, dokąd? Pewnie do Chin.

A my? Na razie czekamy. Na co? Z pewnością za chwilę się dowiem.

c.d.n.

© Antoni Dubowicz 2014

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: