28marzec2024     ISSN 2392-1684

Gdynia Sails 2014 – z pokładu „Brabandera”

00-DSC 0430-nb

W trwającym od 15 do 18 sierpnia zlocie żaglowców Gdynia Sails 2014 atrakcji było co niemiara. Dwa żaglowce, rosyjski „Shtandart” i szwedzki „Tre Kronor af Stockholm”, oferowały nawet krótkie, godzinne lub dwu rejsy pod żaglami.

Prawdę mówiąc nie zwróciłem na to większej uwagi, aż przyszła niedziela, 17 sierpnia. W trakcie rodzinnego zwiedzania żaglowców zacząłem o tym opowiadać - i nagle nabrałem ochoty na taką wycieczkę. Ale nie na „Shtandarcie”, tylko na pokładzie „Tre Kronora”. Od chwili, kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy (w Gdyni w 2009 roku), spodobał mi się. Udaliśmy się więc do kasy, by zapytać o następny rejs.

Nie ma, dowiedzieliśmy się, nie ma i już nie będzie! I „Shtandart” i „Tre Kronor” właśnie zakończyły turystyczne wycieczki. Na poniedziałkową paradę żaglowców wyjdą już tylko z załogą - bez turystów.

Ale (zauważcie, że zazwyczaj jest jakieś ale!) - w poniedziałek, w południe, wypłynie w swój jedyny, dwugodzinny rejs z turystami litewski „Brabander”. I jest jeszcze wolne miejsce!

I tak oto w poniedziałkowe południe znalazłem sie przy trapie dwumasztowego szkunera.

Pomimo nie najlepszej prognozy, pogoda była ładna i dość słoneczna. Jednak nie trwało to długo. Prawie natychmiast po wejściu na pokład niebo zaciągnęło się i zaczęło wiać. Silna bryza towarzyszyła już nam przez cały czas, od czasu do czasu skrapiając nas dodatkowo zimnym deszczem. Nas, pasażerów, nie było dużo. Załoga stała, też niezbyt liczna, składała się z litewskiego kapitana (mówił trochę po polsku) i z instruktora, opiekującego się kilkoma młodymi ludźmi, po części sprawiającymi wrażenie, że to ich pierwszy kontakt z żaglami.

Wspólnymi siłami, bo i część pasażerów się do pracy przyłożyła, postawiliśmy na przednim maszcie duży, gaflowy żagiel. Na tym jednak poprzestaliśmy, trochę z braku doświadczonej załogi, trochę z racji zbyt silnego wiatru, w każdym razie tak twierdził kapitan. Pewnie miał rację, co pokazało się po południu w czasie parady, w której statki podniosły naprawdę bardzo niewiele żagli.

Jednak nawet z jedną „szmatą” Brabander szedł całkiem dobrze, więc silnik mógł sobie odpocząć, a my, szczury lądowe, mogliśmy pooddychać czystym, zdrowym powietrzem i bryzgami morskiej wody, ponasycać się widokiem lin, linek i sznurków (łącznie z przypiętymi na nich klamerkami do bielizny), a nawet dotknąć tego i owego - słowem, poczuć się marynarzami!

Rześka bryza jednak już po chwili zagoniła większość towarzystwa pod rozpiętą na rufie plastikową plandekę, pokłady więc były w miarę puste. W miarę, bo wystarczył jeden jedyny jegomość w krótkich portkach, który zawsze, ale to zawsze znajdywał się dokładnie przed obiektywem mojego aparatu - bez znaczenia, w którą stronę bym się nie obrócił. Ale to było jedyne wyzwanie i jakoś sobie z nim poradziłem.

Mniej więcej na wysokości sopockiego mola wykonaliśmy zwrot i weszliśmy na kurs powrotny. Przez krótką chwilę mieliśmy nawet słońce w żaglu, ale uwagę moją bardziej przyciągały zbierające się nad Gdynią potężne, burzowe chmury. Momentami niebo robiło się czarne, wyraźnie widać było przeciągąjącą nad miastem ulewę. Widok był naprawdę zachwycający, byłem szczęśliwy, że mogłem znaleźć się właśnie tu i teraz.

Szliśmy za burzą aż do samej Gdyni i wydawało się, że będziemy mieli szczęście i wyjdziemy z tego suchą nogą. Minęliśmy główkę wejściową, przeszliśmy wzdłuż falochronu południowego i weszliśmy już do Basenu Prezydenta, kiedy nagle burza zawróciła. Gwałtowny szkwał potargał powierzchnę basenu, a z nieba spadła istna lawina wody. W ciągu kilkunastu, może kilkudziesięciu sekund przemokłem do suchej nitki. Jedyne miejsce, które choć trochę chronić mogło przed tą ulewą było pod rufową plandeką, ale schowanych pod nią ludzi rozdęło tak bardzo, że nie zmieścił się tam nawet aparat, który chciałem uchronić przed zalaniem. Ale (znów jakieś ale) nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, dzięki temu udało mi się zrobić kilka zdjęć, których inaczej na pewno bym nie zrobił.

Aparat wytrzymał, wytrzymałem i ja. Szczęśliwie zdążyłem jeszcze wrócić do domu i przebrać się w suche ciuchy, zanim znalazłem się z powrotem w porcie, by z innego już pokładu być świadkiem wielkiego finału gdyńskiego zlotu, czyli parady żaglowców!

Jedno jest jednak pewne - rejsu na „Brabanderze” z pewnością tak prędko nie zapomnę!

Nazwa statku wywodzi się od Brabandii, regionu w Holandii, w którym, w miejscowości Drimmelen mieściła się szkoła żeglarska Freda i Nelly Jenssenów, którzy żaglowiec w 1977 roku zamówili.

Tam wypatrzyli go litewscy eksperci rządowi, którzy uznali, że szkuner świetnie nadaje się do potrzeb szkolenia studentów i wypraw naukowych, zakupując go w 2006 roku i przekazując go Uniwersytetowi w Kłajpedzie. W styczniu 2008 decyzją senatu utworzono tam niezależną jednostkę organizacyjno/szkoleniową, której podstawą jest właśnie „Brabander”. Żaglowiec wyposażony jest w nowoczesne urządzenia nawigacyjne i sprzęt ratunkowy. Zgodnie z zapisem w Litewskim Rejestrze Jachtów pływać może po wszystkich wodach świata bez żadnych ograniczeń.

Obecnie główne zadania „Brabandera” to z jednej strony zapewnianie studentom Klaipėdos Universitetas niezbędnej praktyki w badaniach hydrograficznych, ornitologicznych, w dziedzinie archeologii podwodnej i geologii przy pomocy znajdującego sie na statku specjalistycznego sprzętu, jak i trening entuzjastów żeglarstwa oraz angażowanie się w sprawy turystyki morskiej.

Innym ważnym zadaniem statku jest reprezentowanie na arenie międzynarodowej Litwy jako kraju morskiego.

Gaflowy szkuner urejony s/v BRABANDER to największy litewski żaglowiec, uczestniczący regularnie w międzynarodowych regatach, festiwalach i paradach. W Polsce jest od lat stałym gościem żeglarskich imprez w Gdańsku, gdzie też nota bene uszyto mu komplet nowych żagli w 2009 roku. W Gdyni wziął udział w The Culture 2011 Tall Ships Regatta, w Szczecinie był uczestnikiem Tall Ships Races w 2013 roku.

Ja widziałem go po raz pierwszy w sierpniu w Gdyni. Zawdzięczam mu serię zdjęć i niezapomnianych wrażeń.

______________________________________________________________________________________________________________________________________

Na koniec jeszcze planik * oraz nieco danych o żaglowcu.

Drewniany, dwumasztowy gaflowy szkuner urejony „Brabander” zbudowany został w 1977 roku w Holandii. Numer rejestracyjny – LTU 1515, znak wywoławczy – LYSM, numer MMSI – 277358000, długość między pionami 22,00 m, długość całkowita kadłuba 26,97 m, długośc wraz z bukszprytem 37,50 m, szerokość 6,10 m, zanurzenie 3,00 m, wysokośc maksymalna do czubka masztu 28,00 m, powierzchnia ożaglowania 514 m², GT 100 t, balast stały 28 t. Statek wyposażony jest w dwa silniki o mocy 102 kW każdy. Prędkość pod silnikiem wynosi 8 węzłów, pod żaglami do 14 węzłów.

Załoga stała składa się z minimum 4 osób, pełen skład załogi w podróżach powyżej 1 doby to 5 osób załogi stałej oraz 13 praktykantów (trainees). W krótkich rejsach wycieczkowych (jak nasz) na pokładzie przebywać może maksymalnie 36 osób.

© Antoni Dubowicz 2014

* planik (nieco przeze mnie zaadaptowany) pochodzi ze strony armatora (http://www.ku.lt/en/fleet/sv-brabander/specifications/ )

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Komentarze  

0 #1 Damroka 2014-12-04 20:54
Jakie wspaniale zdjecia! Fotograficzny zapis jednego dwugodzinnego rejsu w zasadzie wystarczylby na jeden przepiekny album. Jaka szkoda, ze nie wydaje sie juz w Polsce albumow, jaka szkoda, ze zanika bibliofilstwo.
Cytować

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: