19kwiecień2024     ISSN 2392-1684

Holowanie platformy „Petrobaltiku” (3) – powrót „Centaura II” do bazy

00 DSC 0818 nb

Dla przypomnienia,

relacji część pierwsza: http://www.naszbaltyk.com/morskie-kadry-antka/2040-holowanie-platformy-petrobaltiku-1-stralsund.html

oraz część druga: http://www.naszbaltyk.com/morskie-kadry-antka/2047-holowanie-platformy-petrobaltiku-2-centaur-ii.html

O godzinie 11:48 zwolniono łączący nas z platformą hol. W drodze z pokładu na mostek ujrzałem w przelocie twarz siedzącego w sterówce strażaka. Nie miał dziś nic do roboty, wyglądał więc na nieco znudzonego, co mnie nie zdziwiło. W przeciwieństwie do mnie czy do załogi, takie „jałowe” wypady są przecież dla niego dniem powszednim. Robota portowego strażaka jest w zasadzie nie do pozazdroszczenia. Większość czasu spedza on bowiem na czekaniu, aż się coś zdarzy, przy czym obiektywnie rzecz biorąc najlepiej byłoby oczywiście, gdyby nigdy nic się nie zdarzyło – a on spędziłby całe zawodowe życie wyłącznie na byciu w gotowości! Myślę, że wcale nie chciałbym się z nim zamienić!

Na mostku trafiam na skupione twarze, manewry przy oddawaniu holu trzeba przeprowadzić z absolutną precyzją, trzymając „Centaura” dosłownie „na styk” przy burcie czerwonego korpusu „Petrobaltiki”. Kapitan Andrzej Bieluszewski trzyma w obu dłoniach służące do sterowania holownikiem joystiki, jak w grach komputerowych. Starszy mechanik, pan Zbigniew Banach, kontroluje z mostku pracę maszyn, reagując na każde skinienie kapitana. Trzecim w tym zestawie jest operator windy dziobowej, starszy marynarz Tyberiusz Treder, który dozoruje napięcie liny holowniczej.

Za chwilkę odchodzimy już od „Petrobaltiki”, pozostawiając przy niej dwa „Nosorożce”, pchające ją w głąb dużego doku, oraz uczepionego jej rufy „Fairplaya IV”, pełniącego teraz funkcję steru. Centaur II powraca tą samą drogą, którą płynął rano Stralsund”. Po drodze mijamy stojącą w Basenie VII drugą, większą platformę oraz belgijską bagrownicę „Charlemagne” pod luksemburską flagą, czekającą na odświeżenie i przegląd.

Po drugiej stronie portu, na terenach Stoczni Marynarki Wojennej, która jakoś od lat nie daje rady upaść, lśni świeżą bielą nadbudówek stojący na lądzie statek „Northwind”. Zbudowano go w 1954 roku w stoczni Trosvik Verksted Brevik w Norwegii. Statek ma 41 metrów długości i 370 ton pojemności (BRT). Początkowo nazywał się „Folla”, chodził od 1954 do 1958 na trasie Namsos - Trondhjem. Później pływał w Oslofjord, początkowo jako „Stokke”, później pod nazwą “Akerø”. W listopadzie 2011 zmienił właściciela oraz nazwę (właśnie na „Northwind”) i trafił do Gdyni na remont, który jednak paskudnie spartaczono. Armator statku nie odebrał, w rezultacie doszło do aresztowania go przez sąd, po czym straciłem go na jakiś czas z oczu. Teraz wygląda jak nowy, zapewne lada dzień opuści Gdynię i być może nigdy już do niej nie powróci. Trochę szkoda, bo to piękny statek, a poza tym przyzwyczaiłem się do niego przez te lata. „Northwind” należy do firmy Northwind Shipping w miejscowości Enebakk w Norwegii. Szperałem trochę po norweskich stronach i wydaje mi się, że jest to firma powstała wyłącznie dla tego jednego statku. Ciekaw jestem, kto i dokąd będzie nim odbywał podróże w przyszłości.

Niedaleko od „Northwinda” odkrywam też maleńki, 10-metrowy stateczek rybacki. Na burcie widnieje nazwa „Brenning” i port macierzysty Larvik. Znaczy, jest to statek dla Norwegii. Bardzo podoba mi się to maleństwo, chętnie widziałbym takie przy naszych brzegach! Kto wie, może znajdą się jakieś możliwości, byśmy znów zabrali się za budowę nowych jednostek dla naszych rybaków?

Baseny stoczniowe naprawdę cieszą oko, przy nabrzeżach stoją statki, doki pełne. Jest najwyraźniej dość roboty i wszyscy ci, którzy stale rozsiewają pogłoski o wielkim kryzysie i upadku polskich stoczni powinni otworzyć oczy i rozejrzeć się, miast pleść polityczne głupoty.

Interesująca jest obecność przy nabrzeżach Marynarki Wojennej obu naszych wysłużonych, poamerykańskich fregat „Pułaski” i „Kościuszko”. Szczególnie zastanawia obecność „Pułaskiego”. W ubiegłym bowiem roku MON zawarł z rządem USA umowę na jego remont, który kosztować ma bagatelne (kolejne) 34 mln dolarów. „Pułaski” nie popłynął jednak do Ameryki, to mogłoby okazać się dla niego niewykonalne. Stoi nadal w Gdyni, do służby powrócić ma w 2016 roku. Złośliwi twierdzą, że zostanie tylko lekko „przypudrowany” i tak czy tak (czyli nadal) nie będzie przedstawiał żadnej wartości bojowej.

Obecność natomiast (to ostatnio modne sformułowanie) zalegającego od lat przy Nabrzeżu Gościnnym norweskiego statku „Southern Explorer” wcale mnie nie zaskoczyła. Wręcz przeciwnie! Ta nieukończona jednostka tak już wrosła w krajobraz portu, że nie dopuszczam nawet myśli, by mogła kiedykolwiek zniknąć.

„Centaur II” nie zatrzymuje się jednak i zmierza z powrotem do Basenu IV, gdzie w głębi Nabrzeża Indyjskiego cumują obecnie holowniki WUŻ-u. Wchodząc tam, jeszcze raz otwiera się przede mną piękny widok na stojący przy elewatorze zbożowym czerwony turecki bulk-carrier „Lady Serra” (ok. 180 m długości, 19.999 GT, 30.124 t DWT) . Robię mu kilka zdjęć. Po drugiej stronie basenu, przy Polskim, trwa przeładunek nieco większego drobnicowca „Murgash” (178 m, 25.312 GT, 41.675 t DWT). Także „Murgash” ma jakieś tureckie koneksje, wykończyła go bowiem i wyposażyła w 2006 roku Anadolu Shipyard ze Stambułu (kadłub zbudowała jednak Varna Shipbuilding Yard). Jak większość floty handlowej na świecie, tak i on pływa pod „tanią banderą”. W tym przypadku jest to bandera Malty, choć włascicielem statku jest Navibulgar, bułgarska firma z Warny. Dość rzadki u nas gość, więc warto to odnotować.

Tymczasem zbliżamy się już do kresu podróży. Zgrabnie obracamy w basenie o 180°, by dojść do nabrzeża lewą burtą, zwróceni w kierunku wyjścia. Rzucamy najpierw dziobową, dosłownie chwilkę później rufową cumę. Stoimy! Maszyny przestają pracować, dla załogi oznacza to koniec pracy, przynajmniej chwilowo. Pora i na mnie. Żegnam się z przyjaznym „Centaurem”, przeskakuję z pokładu na „suchy ląd”. Jest 12:19. Spędziłem na holownikach cztery godziny, podgladając pracę ich załóg przy dokowaniu platformy „Petrobaltic”. Dla nich jest to chleb powszedni, dla nas jednak, „szczurów lądowych”, to nadzwyczajne przeżycie i mam nadzieję, że przy następnej okazji pokażę wam pracę holowników ( i na holownikach) podczas innych, równie ciekawych akcji.

© Antoni Dubowicz 2015

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: