29marzec2024     ISSN 2392-1684

Udane wejście „Costy Pacifiki“

00 DSC 0375 nb

Każde wejście „Costy Pacifiki” do Gdyni sledzę z niepokojem. W glowie cały czas mam jeszcze obrazy jej nieszczęsnej siostry „Costy Concordii”, którą 13 stycznia 2012 roku włoski kapitan Francesco Schettino z własnej głupoty poprowadził na skały tuż przy brzegu maleńkiej wysepki Isola del Giglio na Morzu Śródziemnym. „Costa Concordia” poszła na dno, kapitan opuścił tonący statek jako jeden z pierwszych, w bezładnym chaosie zginęły 32 osoby, a 64 zostały ranne.

Kapitana Schettino sąd skazał w lutym tego roku na 16 lat więzienia, zakazał mu też dowodzenia statkami przez okres 5 lat, ale wyrok ten jest nieprawomocny, odwołała się od niego prokuratura. Beztroski więc ten człowiek nadal jest na wolności i nie wiem, czy nie ma on przypadkiem równie wesołego brata, siostry, kuzyna czy szwagra kapitana!

Rozumiecie więc na pewno mój niepokój na widok nadciagającej „Costy Pacifiki” – tym większy, że statki wchodzą do Gdyni pod światło i nie widać dobrze ich manewrów, póki nie wpłyną do awanportu.

Uspokoiłem się dopiero, gdy pojawił się ZNAK NA NIEBIE! Już prawie w samych główkach wejściowych nad wycieczkowcem przeleciała gromada wrzaskliwych mew – i to uspokoiło mnie zupełnie. Mewy – znaczy, dobry znak!

„Costa Pacifica” weszła też równiutko i spokojnie, obróciła na wstecznym w awanporcie i podeszła do Nabrzeża Francuskiego - już zwrócona dziobem w kierunku wyjścia. Wycieczkowce w Gdyni prawie zawsze tak robią, w związku z czym od dziobu widzi się je z reguły tylko raz, właśnie przy wejściu. Raz i pod słońce! No, chyba, że człowiek znajduje się NA zamkniętym dla widzów nabrzeżu. Ja miałem akurat taką możliwość, więc przypatrywałem się manewrom a to z budującego się tarasu Muzeum Emigracji w gmachu byłego Dworca Morskiego, a to z końca nabrzeża, kręcąc się tu i tam, szukając najdogodniejszej pozycji do „strzału”. Oczywiście, cały czas spoza rozstawionej na brzegu barierki, pilnie strzeżonej przez wynajętych ochroniarzy.

Od cumowniczych odróżnić ich mozna było łatwo po czarnych uniformach i żółtych kamizelkach odblaskowych oraz nie znoszącym sprzeciwu tonie. Poza tym było ich zdecydowanie więcej, niż cumowniczych. Do obsługi wycieczkowca nie trzeba bowiem wielu osób, z reguły stoi dwóch przy dziobie i dwóch przy rufie. Tym razem,z racji wielkości statku, było ich trzech. Łapią oni rzucone ze statku linki, wyciągają i obkładają na polerach cumy – i gotowe. Podobnie ma się przy wyjściu statku. Akcja w ogóle nie jest spektakularna, choć, przyglądając się uważnie widać, że cumy potrafią mieć grubość ręki dorosłego mężczyzny i uporać się z takim „sznurkiem”, do tego namokłym w wodzie, nie jest wcale rzeczą łatwą. Trzeba mieć krzepę i wiedzieć, co robić. Bardzo lubię przypatrywać się im właśnie, tym bardziej, że wyglądają oni niesłychanie stylowo, w żółtych kaskach ochronnych na głowie, w niebieskich ubraniach roboczych z naszytymi odblaskowymi paskami i obowiązkowo w kamizelkach ratunkowych. Na plecach ich kurtek widnieje znak firmowy: WUŻ Gdynia. To interesujące, przyzwyczailiśmy się bowiem, że WUŻ to holowniki – i nic więcej. A to niezupełnie się zgadza. WUŻ, Przedsiębiorstwo Usług Żeglugowych i Portowych Gdynia Sp. z o.o., świadczy bowiem nie tylko „...usługi holownicze, ale również usługi cumownicze oraz usługi związane z utrzymaniem bezpieczeństwa żeglugi w Porcie Gdynia. Od 01.05.1996 jest samodzielnym podmiotem gospodarczym funkcjonującym jako spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, której 100% właścicielem był Zarząd Morskiego Portu Gdynia S.A. Od 01.09.2011 właścicielem przedsiębiorstwa jest firma Fairplay BV z siedzibą w Rotterdamie. WUŻ, jako kompania holownicza sięga swoimi korzeniami do tradycji Zarządu Portu Gdynia z roku 1931…”

I to wyjaśnia, dlaczego często cumownicy przyjeżdżają do roboty od strony wody – zwykle na niewielkim holowniku „Stralsund”, służącym właśnie do rozwożenia załóg i pracowników.

Powracając jednak do tematu – kilka informacji o samym wycieczkowcu. „Costa Pacifica” należy do statków dużych i w miarę nowych. Zbudowana w 2009 roku, liczy 290 m długości i jest jednym z największych wycieczkowców, jakie zawijają do Gdyni. Ma 12 pokładów pasażerskich. To jakieś 4 do 5 za dużo, by mogła być statkiem smukłym i ładnym. Dotyczy to zresztą prawie wszystkich wycieczkowców. Na statku znajdują sią 1.504 kabiny, z czego 91 z bezpośrednim wejściem do spa (czyli po polsku hydroterapii), 521 z prywatnym balkonem oraz 58 apartamentów z balkonem i 12 z bezpośrednim wejściem do spa (przepraszam za powtórki, ale armator uważa to za godne podkreślenia). Standardowe kabiny mają 16 m², apartamenty 26 m².

Wystrój wnętrz na statku jest włoski, atmosfera zaś „klasyczna”, tzn należy mieć ze sobą strój wieczorowy.

Na pokładach jest 5 restauracji, w tym restauracja "Club Blue Moon" i restauracja "Samsara" (z rezerwacją i dodatkową opłatą). Oprócz restauracji do dyspozycji pasażerów jest 13 barów, w tym Cigar Bar i Coffee & Chocolate Bar. Śniadania i obiady zjeść można w bufetach albo w restauracjach z obsługą, śniadanie można też zamówić do kabiny. Kolację (na ciepło) jada się w restauracji głównej w dwóch turach.

W wielkiej sali teatralnej co wieczór odbywa się jakiś spektakl. Jest też kasyno, liczne bary i parkiet taneczny. Młodzi oraz ci, którzy się za takich uważają, mogą pojść do dyskoteki albo pobawić się na symulatorze samochodu GranPrix. Dla jeszcze młodszych atrakcją jest zjeżdżalnia wodna, starsi cieszą się oglądaniem atrakcyjnych sklepów. Gdyby znalazł się na pokładzie ktoś, kto nie ma pojęcia, dokąd jedzie, a chciałby się tego przypadkiem dowiedzieć – może pójść na wieczorek informacyjny. Do „klasycznych” rozrywek na pokładzie zalicza się bingo, organizowane są też różne gry i turnieje.

Powiększona (w porównaniu z innymi statkami serii Concordia) jest strefa wellness. "Samsara Spa" oferuje na 6.000 m² salę gimnastyczną z widokiem na morze oraz różne sauny i whirlpoole, a także łaźnię turecką. O licznych gabinetach upiększania ciała (firmy Steiner, jeśli komuś to coś powie) nawet nie wspomnę, nie należy jednak zapomnieć o 4 basenach, w tym jednym z otwieranym dachem, boisku sportowym oraz ścieżkami i parkourami dla joggerów (i joggerek) na wolnym powietrzu.

Sami widzicie, przy tych atrakcjach nie dziwi, że znaczna część pasażerów w ogóle nie wysiada w porcie z wycieczkowca, aby udać się autobusem na (odpłatną) wycieczkę objazdową po Kaszubach lub do Marienburga (po naszemu: Malborka), tracąc w ten sposób możliwość spożycia kilku wybornych posiłków w pokładowych restauracjach i odpicia w barach mniej - lub bardziej alkoholowych napojów, za które już przecież zapłaciła!

Dzisiaj „Costa Pacifica” przybyła do Gdyni z Kłajpedy (odkładając 163,91 mil morskich, czyli 303,55 km) w przedostatnim etapie 11-dniowego rejsu, prowadzącego z Kiel (po polsku: Kilonii), przez Stockholm, Helsinki, St. Petersburg, Tallin, Rygę, Klajpedę, Gdynię z powrotem do Kilonii ( po niemiecku: Kiel). Cała trasa to około 2.500 Mm.

© Antoni Dubowicz 2014

PS: zdjęcia nie są dzisiejsze, „Costę“ fotografowałem w sierpniu ubiegłego roku (2014).

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: