28marzec2024     ISSN 2392-1684

Kamuflaż, czyli na tropach "Błyskawicy"

1

Na przełomie 2011 i 2012 roku w Stoczni "Nauta" w Gdyni okręt muzeum ORP "Błyskawica" otrzymał nowy kamuflaż.

Subiektywna relacja w piętnastu odsłonach.

We wtorek, trzeciego stycznia o godzinie 10:40 do Basenu Prezydenta wpłynął ze Stoczni Nauta okręt-muzeum ORP „Błyskawica” w nowej „wojennej” szacie. Cichcem, bez rozgłosu, bez oczekujących na nabrzeżu tłumów mieszkańców, bez reprezentacji Marynarki Wojennej, bez fanfar ani orkiestry dętej.

O godną oprawę zatroszczyło się jedynie słońce, zalewając tę piękną i rzadką scenę przepięknym światłem. Jakby wiedziało, że właśnie na to czekam! Zaświeciły więc oczy moje. Opłaciły się starania, bieganina i wypytywanie. Cynk, który dostałem od „mojego człowieka” w Naucie, był dobry. Tylko dzięki niemu byłem przy tym wydarzeniu!!!

Czego zaś się dowiedziałem o trwającym przeszło trzy miesiące remoncie „Błyskawicy”, opowiem Wam w kilku (lub kilkunastu) kolejnych odsłonach.

22 grudnia w Basenie Prezydenta były aż trzy żaglowce! Oprócz „Daru Pomorza” przy kei stał także „Dar Młodzieży”, a nieco z boku przycupnął harcerski „Zawisza Czarny”. Czegoś jednak brakowało - nie było „Błyskawicy”! Ani żadnej informacji, co się z nią dzieje (na jej miejscu barowe usługi oferował turystyczno-rozrywkowy „Dragon”, czyli czwarty już żaglowiec!)

Pomyślałem, że „Błyskawicę” znajdę w Stoczni Marynarki Wojennej na zimowych wakacjach, połączonych zwyczajowo z kuracja odmładzającą. Pojechałem więc do portu. Lecz tam jej też nie było.

Odnalazła się zupełnie nieoczekiwanie w Stoczni Remontowej „Nauta”, ledwo widoczna przez parkan Komendy Policji Gdynia-Śródmieście. Policjanci byli mili, ale na fotkę z okna na piętrze nie pozwolili.

Na szczęście przypomniałem sobie drabinkę pożarową na ścianie budynku Szkoły Morskiej, graniczącej z terenami Nauty. I tutaj wypada mi podziękować pracownikom tej instytucji, którzy postanowili nic nie wiedzieć o szalonym fotografie, skaczącym po dachu ich uczelni.

Im zawdzięczam to zdjęcie przedstawiające zadokowaną w Naucie „Błyskawicę”.

Zarówno te, jak i kolejne zdjęcia zawdzięczam panu, który figuruje w moim telefonie jako „Ochroniarz z Dalmoru”.

W drugie święto nie pracowano ani w „Dalmorze”, ani w „Naucie”, więc nie miał kto wyrzucić z terenów portowych człowieka z aparatem, który pojawił się tuż przy pływającym Doku Numer 2, w którym ledwie się mieścił okręt-muzeum „Błyskawica”.

Nieczęsto zobaczyć można dziób niszczyciela łącznie z podwodną częścią kadłuba. A jest ona nowiuteńka, w trakcie prac remontowych wymieniono bowiem całkowicie poszycie części dennej okrętu.

Ale niech to będzie temat na następny obrazek.

Dok Numer 2 Stoczni Remontowej Nauta potrafi przyjąć jednostki o nośności do 3500 ton, długości do 110 m, szerokości 17 i zanurzeniu 5,5 m. Wyposażony jest w dwa dźwigi o udźwigu 6,3 t każdy. Jest to dok pływający, czyli pontonowa konstrukcja o przekroju w kształcie litery U, mogąca się zanurzyć i wynurzyć wraz z dokowanym statkiem. Dok taki ma tylko ściany boczne, z przodu i tyłu jest zaś otwarty, co umożliwia unoszenie nad wodę także jednostek dłuższych od niego, jak na przykład właśnie Błyskawica (114m)

Unoszenie jej nad wodę odbywało się nawet kilkakrotnie, ponieważ przy każdej kolejnej próbie wydokowania okręt zaczynał tonąć. Całkowicie odnowiona podwodna część kadłuba (wymieniono wszystkie blachy) okazywała się być nieszczelna!

26 grudnia było jednak widać, iż z trudnościami się wreszcie uporano. „Błyskawica” znów była w służbie. Na topie masztu łopotał wimpel dowódcy okrętu, podniesiony na drzewcu dziobowym proporzec Marynarki Wojennej przypominał, że jest święto. Jednak kiedy okręt opuści stocznię i przejdzie na swoje stałe miejsce w Basenie Prezydenta, nie potrafił (lub nie chciał) powiedzieć mi nikt. W każdym razie nikt z Zarządu Stoczni.

Bardzo więc byłem rad, iż miałem w Naucie swoją „wtyczkę” pod telefonem!

„Błyskawicę” wydokowano dopiero w ostatnich dniach grudnia. Aby zapobiec dalszym rewelacjom, postawiono ją, ukrytą przed okiem postronnych, w cieniu doku, przy Nabrzeżu Remontowym w wewnątrzstoczniowym Basenie II (inż. Wendy). Była tam przez kilka dni, w trakcie których przeprowadzono próbę szczelności. Postanowiłem jej się trochę poprzyglądać. Polazłem pod Nautę w poniedziałek, drugiego stycznia. „Błyskawica” stała całkiem pewnie na wodzie i nie wyglądało na to, żeby znów zamierzała się utopić.

Potwierdziło sie natomiast, że NA TEREN NAUTY WEJŚĆ SIĘ NIE DA! No way! A o zdjęciach to już całkiem zapomnij!

Ale, zanim dyrekcja nakała ochronie fotografa sprzed stoczniowej bramy usunąć, długim obiektywem udało mi się okręt kilka razy „ściągnąć”. Szczególnie, że dyżur pełnił właśnie „mój” ochroniarz z kolegą i trochę opieszale im to usuwanie szło.

To zdjęcie zawdzięczam mojemu ochroniarzowi, który, zanim z polecenia dyrekcji wyrzucił mnie spod stoczniowej bramy, podszepnął mi, abym spróbował zrobić zdjęcie z nowiutkiego hotelu Hotton. Hotel ten, stojący tuż przy terenie stoczni, posiada najwspanialej położony taras widokowy w całej Gdyni! Niestety, dostępny jest on wyłącznie z piekielnie luksusowego apartamentu na dachu budynku.

Jednak po spotkaniu z przemiłymi recepcjonistkami oraz pewną pokojówką o najbardziej seksownym głosie świata powiem Wam, że Hotton w pełni zasługuje na swoje gwiazdki. Do apartamentu, do którego taras przynależy, mógłbym się natychmiast wprowadzić na stałe. Zaś zakaz fotografowania w Stoczni Nauta z tej perspektywy wydaje się być po prostu śmieszny.

Jest tyle możliwości, aby zrobić swoje wymarzone zdjęcie. Trzeba tylko trochę uporu i nieco szczęścia!

Na to wydarzenie byłem przygotowany. Stałem w pełnej gotowości w najlepszym widokowo miejscu na samym koniuszku nabrzeża. Mimo wszystko, kiedy zza pirsu Dalmoru wypłynął holownik, a za nim na napiętej linie powoli zaczęła się wysuwać sylwetka „Błyskawicy”, z wrażenia aż mi dech zaparło!

Co za chwila! Tym bardziej, że, jakimś cudownym zrządzeniem losu otwarło się niebo i wyjrzało słońce, zalewając tę scenę mocnym, zimowym światłem.

Niszczyciel ORP „Błyskawica”, najbardziej zasłużony okręt w historii Polskiej Marynarki Wojennej, od wielu już lat pływające muzeum, wracał po chyba najpoważniejszym w ostatnich dziesięcioleciach, trwającym kilka miesięcy remoncie na swe stałe leże przy Molo Południowym w Basenie Prezydenta.

Widziałem „Błyskawicę” niezliczone ilości razy, ale NIGDY jeszcze w ruchu, przesuwającej się majestatycznie przez wody portowego basenu. Czekając na nią z podniecenia drżały mi ręce, ale w momencie, kiedy zacząłem robić fotki wiedziałem od razu, że wszystko będzie dobrze!

Zwyczaj kamuflowania okrętów, czyli malowania ich w sposób utrudniający lub uniemożliwiający wrogowi ich rozpoznanie jest stosunkowo nowy, z czasów I wojny światowej. Również i w drugiej wojnie maskowano okręty, w tym i „Błyskawicę”.

Tradycyjnie okręt malowany był jednak na kolor stalowo szary. Taka też była przez dziesięciolecia „Błyskawica”, zarówno w przed-, jak i powojennej służbie, a także, od 1976 roku, w roli okrętu-muzeum w Gdyni.

Ale w 1996 roku postanowiono wygląd okrętu „uatrakcyjnić”. Pierwszy kamuflaż był jeszcze dość skromny i w swym charakterze „wojenny”, ale później zaczął się prawdziwy kamuflażowy zawrót głowy. W ostatnich latach słodko landrynkowa „Błyskawica” kojarzyła się bardziej z lalkami Barbie niż z okrętem wojennym. Dlatego wiadomość, iż kolejny kamuflaż wymalować ma w ramach remontu sama załoga, bardzo mnie zaniepokoiła.

Zobaczywszy jednak „Błyskawicę” z przypominającą kłęby dymu czarną wstęgą na błękitno szarym kadłubie odetchnąłem z ulgą. Znaczy, robota wykonana została porządnie!

Trzy bliźniacze holowniki przeprowadzały „Błyskawicę” z „Nauty” na jej stałe miejsce postoju w Basenie Prezydenta.

Ciągnikiem byl „Okeanos”, hol rufowy przejął „Hektor”, a burtę ubezpieczał „Mocarz”. Wszystkie trzy urodziły się (jako typ H-900) na przełomie lat 70/80 właśnie w Stoczni Remontowej „Nauta” w Gdyni. Z pewnością dumne były teraz z tego, że właśnie one dostąpiły zaszczytu eskortowania niszczyciela.

Niemniej dumny byłem i ja, śledząc okiem aparatu tę zgraną grupę w trakcie skomplikowanych manewrów portowych. Ale najdumniejsza była i tak „Błyskawica”, która w roli królowej czuła się tak swobodnie, jakby całe życie spędziła na scenie operowej, a nie na wojennomorskich ścieżkach.

Spotkanie weteranów. Smukły kadłub i strzeliste maszty „Daru Pomorza” - „białej fregaty”, „ambasadora Polski na morzu”, „najpiękniejszego żaglowca świata” i ciemna bryła „Błyskawicy”, najstarszego okrętu Marynarki Wojennej, zasłużonego w bojach na wojennomorskich akwenach. (Błyskawica to jedyny ocalały polski okręt zbudowany przed wojną, najstarszy na świecie wciąż istniejący niszczyciel oraz jedyna istniejąca jednostka koalicji antyhitlerowskiej, która walczyła od pierwszego do ostatniego dnia wojny)

Spotkanie szczególne, ponieważ ORP „Błyskawica” jest „w morzu”, w podróży, o czym świadczy bandera podniesiona na gaflu masztu głównego, „Dar Pomorza” zaś „w porcie” (bandera na rufowym flagsztoku). Krótka lekcja morskiej etykiety dla nielicznych, zgromadzonych na Nabrzeżu widzów.

Wyjątkowa chwila, zanim „Błyskawica” zacumuje na dobre i obie jednostki zapadną znów w muzealny letarg.

Widok, który się nie zdarza. Widok, który MUSZĘ Wam pokazać!

Z „Błyskawicy” na pokład holującego ją „Okeanosa” podawana jest właśnie pierwsza cuma. Z chwilą założenia jej na poler podróż okrętu dobiegnie końca i zgodnie z morskim ceremoniałem bandera przeniesiona zostanie z masztu na drzewce rufowe.

Póki co, niszczyciel jest nadal „w morzu”, choć „z ograniczoną zdolnością manewrową”, o czym mówi zawieszony pod rejką czarny romb.

Tak naprawdę „Błyskawica” nie ma w ogóle zdolności manewrowych, a to z braku własnego napędu. Maszynownia wybuchła w 1967 roku, zabijając 7 marynarzy, co było bezpośrednią przyczyną wycofania jej z czynnej służby. Wie o tym część stojących na nabrzeżu widzów, ale młodego reportera stacji tvn, który wyraźnie się nudzi, czekając na zapowiedzianego gościa, raczej to nie dotyczy.

Ostry dziób „Błyskawicy” rozcina wody portowego basenu. „Okeanos” podał już dziobowe cumy na nabrzeże, teraz przygląda się manewrom z boku. Dwa pozostałe holowniki krzatają się jeszcze przy rufie niszczyciela. Za chwilę okręt stanie na swoim stałym miejscu w Basenie Prezydenta w Gdyni.

W trakcie trwającego przeszło trzy miesiące i kosztującego przeszło 5 milionów złotych remontu wymieniono całkowicie poszycie części podwodnej kadłuba, który wypiaskowano oraz zabezpieczono farbami antyporostowymi. Zamontowany został nowy system chroniący przed korozją elektrolityczną. Wyremontowano pokład główny - lewą burtę i część rufową. Zamontowano nowy kabestan, przeprowadzono kompleksowy remont kambuza okrętowego oraz pokładu za gablotami wystawienniczymi.

Udziałem zaś załogi była konserwacja uzbrojenia okrętowego, malowanie pokładów i nadbudówek oraz NOWY KAMUFLAŻ.

Pierwsze nitki cum łączą „Błyskawicę” z lądem. Za chwilę skończą się manewry i okręt przeobrazi się znów w muzeum.

Jak co roku, w maju, wraz z rozpoczęciem sezonu, przez jego pokłady zaczną się przewijać dziesiątki tysięcy zafascynowanych dziejami Polski na morzu turystów, pragnących choć raz w życiu dotknąć zimnych, stalowych blach prawdziwego niszczyciela.

Z myślą o nich zamieszczam to, moim zdaniem bardzo „wyjściowe”, zdjęcie (w oryginalnym tekście było tylko pierwsze zdjęcie - przyp. autora).

Razem, młodzi przyjaciele! Na okręcie wszelkie prace wykonuje się w zespole i na komendę.

„Błyskawica”, mimo, iż od 1967 roku pełni rolę muzeum, pozostała w posiadaniu Marynarki Wojennej. Na jej pokładzie nadal więc mieszkają i pełnią służbę marynarze, tak samo jak na innych okrętach czynnej floty. Może z tym wyjątkiem, że służba ta ma bardziej charakter reprezentacyjny, niż bojowy.

Czy dla kilkudziesięciu marynarzy „Błyskawicy” to bardziej wakacje, czy raczej horror, nie wiem. Trudno mi ocenić, czy gorsze są sztormy na morzu czy codzienny zalew tysięcy turystów i nieustanny obowiązek pełnienia honorów na leżącym tuż pod bokiem (i pod czujnym okiem) Dowództwa Marynarki Wojennej niszczycielu.

Uff, robota wykonana, okręt stoi zacumowany „na sztywno”.

Skończona rola fotografa. Radość maluje się na twarzach załogi. Nie pytam ich, czy właśnie dlatego.

Pewnych rzeczy czasem lepiej nie wiedzieć

© Antoni Dubowicz 2012

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Komentarze  

0 #2 Kamil 2016-05-21 13:05
:D w internecie neic nie ginie - pozdawiam z Krakowa - ostatnio w gdyi byłem ponad 4 lata temu i zaskoszyły mnie zdjęcia z br (2016) odnowionej Błyskawicy (wczesniej płakałem na widok tego niebieskiego malowania) - super reportaż, fajne foty :) no i rasowe zachowanie w obrabianiu by dotrzeć do fajnej miejscówki !
Cytować
+1 #1 Tomasz 2014-04-01 13:24
Gratuluję wspaniałego reportażu - z wielką przyjemnością obejrzałem i przeczytałem - dziękuję i pozdrawiam ze Śląska. 8)
Cytować

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: