23kwiecień2024     ISSN 2392-1684

Dziesięć wcieleń „Atheny”

1-DSC 0191a

Dziesięć wcieleń jednego statku. Prawdziwa morska opowieść.

Wcielenie pierwsze: „Stockholm”

25 lipca 1956 szwedzki statek pasażerski „Stockholm“ wyszedł z Nowego Jorku w kolejną podróż do Göteborga. Krótko przed północą trafił w okolicy Nantucket na gęstą mgłę. Znalazło się w niej wiele statków. Jednym z nich była idąca kursem przeciwnym „Andrea Doria“, nowiutki, luksusowy, największy i najszybszy włoski transatlantyk, zmierzający w 51 swoim rejsie do Nowego Jorku. Mimo gęstej mgły statki widziały się przez cały czas doskonale na ekranach radarów.

Dlaczego „Andrea Doria” wykonała błędny, samobójczy manewr, wchodząc prawą burtą wprost pod wzmocniony do żeglugi w lodach dziób „Stockholmu”, nie zostało nigdy wyjaśnione. Kolizji tej włoski transatlantyk nie przeżył. Zatonął następnego dnia rano. Zginęło 51 osób, 46 na Andrei, 5 ze Stockholmu. Dzięki zmasowanej, sprawnie przeprowadzonej akcji ratowniczej zdołano uratować wszystkich pozostałych 1662 pasażerów i członków załogi. Sam „sprawca” z kompletnie zdewastowanym dziobem przyjął na sój pokład 545 osób i szczęśliwie powrócił do Nowego Jorku.

Była to jedna z najgłośniejszych morskich katastrof, jedna z pierwszych wielkich kolizji ”radarowych”. „Stockholm” wyszedł z niej z poważnie uszkodzonym dziobem i złą sławą, jako sprawca zatonięcia włoskiego transatlantyka.

Mimo, iż statek był jeszcze bardzo młody (do służby wszedł w 1948 roku) – nikt już nie chciał nim pływać. W rezultacie armator, Svenska Amerika Linien, wystawił go w 1959 roku na sprzedaż.

I tak „Stockholm” zniknął na zawsze z powierzchni mórz.

 

Wcielenie drugie: „Völkerfreundschaft”

Völkerfreundschaft, Przyjaźń Narodów, piękne i dumne imię dla statku. Właśnie tak nazwano statek pasażerski zakupiony w Szwecji w styczniu 1960 roku za 17,5 miliona marek walutowych (tak, tak, było coś takiego). Był to pierwszy wycieczkowiec pływający pod banderą NRD.

Armatorem było FDGB, Zrzeszenie Związków Zawodowych. Statek miał tylko jedną klasę (jakżeby inaczej?) i oferował 568 socjalistycznym aktywistom pracy i innym wybrańcom godziwy wypoczynek na morzu.

W ciągu 25 lat służby "Völkerfreundschaft" przebył 1.623.336 mil morskich i przewiózł przeszło 280.000 pasażerów. Czyli statystyki na cacy.

W życiu jednak wyszło nie za bardzo. Freundschaft skończył się z hukiem po wybudowaniu Muru Berlińskiego w 1961 roku. W prawie wszystkich portach świata, za wyjątkiem krajów komunistycznych, statek był "persona non grata". Na ląd nie mogli zejść ani pasażerowie, ani żaden z członków załogi.

Dzięki temu mieliśmy jednak okazję wielokrotnie oglądać go w Gdyni. Podobne szczęście mieli mieszkańcy Hawany. W 1962 roku statek przełamał nawet amerykańską morską blokadę Kuby, przedzierając się bez uszczerbku do portu przeznaczenia.

„Völkerfreundschaft” zakończył służbę w 1985 roku, kiedy to NRD okrężną drogą zakupiło prawie nowy zachodnioniemiecki wycieczkowiec "Astor", który przemianowano natychmiast na "Arkona".

Ale to już całkiem inna historia.

 

Wcielenie trzecie i czwarte: „Volker”, „Fritjof Nansen”

 Pod koniec 1985 w Southampton pojawił się statek bandery panamskiej o dziwacznej nazwie „Volker”. Pod warstwą świeżej farby na burcie można jednak było odczytać jego dawne imię - Völkerfreundschaft. Nowy właściciel, nie wiadomo właściwie do kogo należąca firma Neptunus Rex Enterprises, zamalował po prostu zbędne kropki nad o oraz freundschaft - i gotowe. Statek przywędrował tam z Holmestrand i przez jakiś czas stał bezczynnie na sznurku, zanim przeholowano go z powrotem do Norwegii, gdzie pod nową nazwą „Fritjof Nansen” schodził na psy w Oslofjord jako schronisko dla azylantów.

Nie on sam. Jeszcze okrutniej los obszedł się z naszym „Stefanem Batorym”, który, również pozbawiony części imienia, od 1988 roku jako „Stefan” dogorywał w tej samej roli przez cztery lata w Göteborgu w Szwecji. Agonia Stefana trwała długo. Po kolejnych ośmiu latach nędzy w Chalkis (Grecja) zakończyła się wreszcie w 2000 roku w stoczni złomowej w tureckim porcie Aliaga nieopodal Izmiru.

Wszystko wskazywało na to, ze „Fritjof Nansen” podzieli los „Stefana”…

 

Wcielenie piąte, szóste i siódme: „Surriento”, „ Italia I”, „Italia Prima”

„Italia Prima” nie zawsze była pięknym, rasowym wycieczkowcem o śnieżnobiałym kadłubie i klasycznej sylwetce.

Nie była nim na pewno w 1989, kiedy w skrajnie żałosnym stanie, spowodowanym przez morderczą służbę jako schronisko dla azylantów w Norwegii, pod nazwą „Surriento” pojawiła się w Genui, aby tam zostać zezłomowana (prawie nigdy nie złomuje się statku pod jego prawdziwą nazwą. Taki przesąd marynarski)

Nie była nim też w 1992, kiedy tylko z powodu rasowego kształtu kadłuba uratowana została od niechybnej śmierci przez Star Lauro z Neapolu z zamiarem przebudowy na wycieczkowiec. Z zamiarów nic nie wyszlo oprócz nowego imienia – „ Italia I”.

 Nie była nim też jeszcze w 1994 roku, kiedy kolejny właściciel, Nina Cia. di Navigazione, dzięki wspaniałomyślnej polityce subwencyjnej rządu włoskiego rozpoczął jej reinkarnację w stoczni Varco Chiapella w Genui. 

Ale była nim już, kiedy, nowonarodzona, wróciła do służby pod nazwą „Italia Prima”.

Goście czuli się na niej jak w domu, a w ich pamięci na zawsze pozostanie wspomnienie luksusu i relaksowej turystyki przez siedem mórz i oceanów.



Wcielenie ósme i dziewiąte: „Valtur Prima”, „Caribe”

Kiedy w listopadzie 1999 roku na Karaibach w ofercie Valtur Clubu pojawił się luksusowy wycieczkowiec „Valtur Prima”, prasa pełna była zachwytu nad elegancją i klimatem panującym na statku.

Oferta wycieczkowa była nietypowa - w siedmiodniowych rejsach z Montego Bay na Jamajce statek zawijał do Georgetown na Grand Cayman, po czym wchodził na dwa dni do Hawany, kolejne dwa dni do Calico w Meksyku, aby na koniec zawadzić jeszcze o kubańską Isla de la Juventud. To było nowe, „Valtur Prima” był pierwszym zachodnim wycieczkowcem, który po latach politycznej przerwy znów zachodził na Kubę.

Pasażerom obiecywano „the finer things in life” i okazję obcowania z „prawdziwą” europejską kulturą. W praktyce oznaczało to w 100% włoską załogę, która nie mówiła po angielsku, nie gotowała po amerykańsku i w ogóle nie hołdowała zasadom „American way of life”! Przedsięwzięcie okazało się więc porażką i w 2001 roku rejsy się skończyły. Przez rok statek stał bezczynnie na Kubie. W 2002 Festival Cruise próbował kontynuować to samo zamierzenie, eksploatując wycieczkowiec pod nową nazwą „Caribe”, ale i ono nie wypaliło.

Nadszedł rok 2004. Przyszłość wyglądała gorzej niż źle.

 

Wcielenie dziesiąte: „Athena”

„Athena” jest cudownym poczęciem. Narodziła się w 2005 roku, a w tym roku obchodzi 64 urodziny! Powiecie, niemożliwe? Możliwe, napisałem przecież, że to cud! To jej dziesiąte zycie! Zanim stała się boginią mądrości i sztuki, miała dziewięć innych wcieleń: „Stockholm”, „Völkerfreundschaft”, „Volker”, „Fritjof Nansen”, „Surriento”, „Italia I”, „Italia Prima”, „Valtur Prima”, „Caribe”.

W najmłodszym życiu pomógł „Athenie” włoski stararchitekt Giuseppe de Jorio, który wyczarował luksusowy i bardzo elegancki wycieczkowiec. W stylowych wnętrzach dominują szlachetne materiały w gustownych zestawieniach kolorystycznych.

Niestety nie udało się poprawić figury. Nadal szpeci ją nieforemny, paskudny „kaczy kuper”, doczepiony do kadłuba ze względów statecznościowych podczas przebudowy w 1994 roku. Ale to jedyna kropla wermutu.

Statek słynie z tego, że jest na nim dużo przestrzeni. Ciekawostką są łazienki z wanną i bidetem lub whirlpoolem, które pod względem wielkosci nie mają sobie równych. Etykieta pokładowa jest dość swobodna, a jakość usług ponoć wspaniała. Kulminacyjnym punktem każdego rejsu jest Captain's Dinner.

We współczesnej światowej flocie wycieczkowców „Athena” jest unikatem. To jeden z zaledwie sześciu nadal aktywnych statków "po pięćdziesiątce". Jak dlugo jeszcze pozostaną one w służbie - nie wiadomo, bo wchodzące w życie nowe, restryktywne przepisy dotyczące bezpieczeństwa na morzu dla wielu z nich oznaczać bedą nieuchronny koniec.

„Athena“ była w Gdyni 1 lipca. Być może nie zobaczymy jej nigdy więcej. Żegnaj, Bogini!

© Antoni Dubowicz 2012

Wszystkie zdjęcia Atheny zrobiłem 22.06.2011 w Gdyni.  

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Komentarze  

0 #2 Analiza 2015-10-07 11:17
Dzięki wielkie, dużo czasu zajęło mi szukanie w internecie wpisu poruszającego ten temat.

Bardzo szczegółowo a jednocześnie w mało skomplikowany sposób opisane zagadnienie.
Polecam serdecznie zainteresowanym .
Cytować
+1 #1 Statystyka praca 2015-09-27 03:08
Rewelacyjny artykuł, od jakiegoś czasu poszukuję sensownej informacji na ten temat,
a w sieci teraz ciężko o godne zaufania źródło.

Polecam serdecznie również innym z podobnymi wątpliwościami.
Cytować

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: