28marzec2024     ISSN 2392-1684

Prace na „Rumuńskim”

00 DSC 0928 nb

Często zdarza się tak, ze człowiek szykuje się na jakąś akcję, jakąś operację, przygotowuje się starannie do jakiegoś przedsięwzięcia, a w godzinie „zero“ sprawy przybierają nagle zupełnie niespodziewany obrót, akcja zostaje odwołana, terminy przesunięte, słowem – wszystko się wali, wszystko jest nie tak, jak być miało. Niby katastrofa, fiasko – a w rezultacie okazuje się, że mimo wszystko jest to wspaniały dzień. Dlaczego? Bo zdarzyło się coś innego, z czym się zupełnie nie liczyliśmy, co sprawia, że wyszliśmy z tego bogatsi o nowe wrażenia, nowe obserwacje, nowe doświadczenia.

W gdyńskim porcie takie dni zdarzają się częściej, żeby nie powiedzieć, że są wręcz na porządku dziennym. Ten jednak konkretny, siódmy dzień kwietnia 2015 był ze wszech miar wyjątkowy. W każdym razie „wyjątkowszy”, niż inne.

Do portu wybrałem się, mimo dość marnej pogody, by przyjrzeć się holowaniu „Amelsa”. Miał on wyjść ze stoczni Damen na pontonie, ciągnionym przez holownik „Sling-2”. Nie jest to wielki zespół, ale wydał mi się wystarczająco interesujący i liczyłem jakieś dobre, ciekawe ujęcie. Pomyślałem sobie, że świetnym punktem do fotografowania byłby koniec Nabrzeża Rumuńskiego, skąd miałbym otwarty widok na leżącą dokładnie naprzeciw, na Nabrzeżu Stanów Zjednoczonych, po drugiej stronie Basenu Min. Kwiatkowskiego, wielką, niebieską halę „Damena”. Wjechałem więc do portu bramą przy Bałtyckim Terminalu Drobnicowym. Dotarłem tam w zasadzie spóźniony, 10 minut po zapowiadanym na 12:30 wyjściu. Jak się jednak okazało, „Amels” jeszcze nie wyszedł, wysunięty z hali stał na wodzie (znaczy, na pontonie) i czekał. Przy „Rumuńskim” cumowały akurat dwa statki, będące w trakcie rozładunku, tamtędy więc do wybranego punktu obserwacyjnego przejechać nie mogłem. Zresztą, dobra połowa nabrzeża była, jak zauważyłem, „rozbabrana”, trwały tam jakieś potężne roboty budowlane. Pojechałem więc przykładnie „tyłami”, ulicą Rumuńską na sam koniec pirsu. Krótkie nabrzeże zamykające nazywa się Nabrzeżem Jugosłowiańskim. Tam też ulokowałem się z aparatem gotowym do strzału, w samym rogu Jugosłowiańskiego i Rumuńskiego. Jest tam takie niewielkie zejście schodkami w dół na niski pomost, do którego przybijać mogą motorówki i małe łodzie. Tam się schowałem przed silnym wiatrem i zacinającym nieprzyjemnie deszczykiem. To naprawdę doskonały punkt do obserwacji, dosłownie cały port ma się jak na dłoni - od Helskiego, gdzie cumują kontenerowce, poprzez tereny Marynarki Wojennej po drugiej stronie toru wodnego, aż po awanport i Wejście Główne. Wejście? No tak, port jest jak dom. Wchodzi się do niego przez drzwi WEJŚCIOWE i tymi samymi wejściowymi drzwiami się wychodzi. Nie ma drzwi WYJŚCIOWYCH jako takich (choć są w Polsce miliony drzwi absolutnie niewyjściowych – ale to zupełnie inny temat).

Wracając jednak do wątku – „Amels” sie spóźniał. Dwie godziny po czasie, gdy pogoda ostatecznie wygoniła mnie z portu, nadal tam stal i nic nie wskazywało na to, by miał w najbliższym czasie wyruszyć w drogę. Takie rzeczy dzieją się często przy tego typu holowaniach. Regularnie chodzą tylko promy, wycieczkowce i kontenerowce, choć bywa, że wycieczkowiec przypłynie godzinę wcześniej niż planowano - lub też wyjdzie o godzinę wsześniej, co w obu przypadkach jest dla fotografa klęską.

„Amels” aż taką klęską się nie okazał, bo mimo wszystko udało mi się zebrać dość materiału na calkiem przyzwoity artykuł: http://naszbaltyk.com/morskie-kadry-antka/2428-amels-180-limited-editions-hull-number-470.html

Faktem jednak jest, że z zamiaru złapania go w drodze wyszły nici! Jednak los okazał się dla mnie w inny sposób łaskawy i zgotował mi szereg miłych niespodzianek, które pozwoliły zapomnieć o „Amelsie”. Jedną z nich był należący do Stoczni Nauta holownik „Okeanos”, bardzo rzadko widywany na „otwartych” akwenach portowych. Tym razem złapałem go, jak, przyczepiony do burty niewielkiego drobnicowca „Wilson Rough” przeholowywał go z basenu stoczniowego w inne miejsce w porcie. Przyczepiony był trochę szczególnie, bo „odwrotnie”, zwrócony dziobem w kierunku rufy – w związku z czym poruszać się musiał na wstecznym, co mu jednak najwyraźniej wcale nie przeszkadzało. Także i on doczekał się już publikacji: http://naszbaltyk.com/morskie-kadry-antka/2225-okeanos-miedzy-nauta-a-nauta.html

Ale to nie wszystko! Za falochronem tor wodny pogłębiał „Inżynier Łęgowski”, wokól niego kręcił się statek badawczy „Imor”, wykonując najwyraźniej jakieś pomiary. Zjawiły się też z krótką wizytą dwa gdańskie holowniki. Łatwo je rozpoznać po jaskrawo pomarańczowych burtach. Przyszły, podpłynęły z godnością (teraz wszystko musi być godne!) w kierunku slipu Stoczni Marynarki Wojennej, po czym równie spokojnie i dumnie wyszły. A zaraz po nich z „Helskiego” odszedł spory kontenerowiec i w asyście dwóch gdynskich holowników wyszedłw morze. Gdyńskie też łatwo rozpoznać, od kilku lat malowane są na niebiesko. Kiedyś były czarne i dość długo trwało, zanim się przekonałem do ich nowych barw.

Na prace budowlane przy rozbudowie i modernizacji nabrzeża początkowo wcale nie zwróciłem uwagi, mimo iż toczyły sie tuż obok mnie – ale, podaję dla usprawiedliwienia – pod wiatr i pod deszcz. Nie wychylałem się więc specjalnie z mojego w miarę zacisznego podestu tuż nad woda i byłbym może wcale na Rumuńskie nie spojrzał, gdyby nie „Nosorożec”. Najpierw przytargał mi pod sam nos ponton ze stalowymi ściankami szalunkowymi, po czym udał się właśnie na budowę. Tak świetnie pozował, wykonując piękny zwrot na akurat spokojnych wodach basenu – na chwilkę pokazało się nawet słońce – że nie mogłem mu nie machnąć zdjęcia. Z jednego zrobiło się zaraz więcej, po czym wyściubiłem nos zza betonowej ściany i cyknąłem też przy okazji kilka fotek z poczynań budowlańców na nabrzeżu. Nie sądziłem, że znajdą się one kiedykolwiek w Naszym Bałtyku, ale dosłownie w tych dniach, w poniedzialek bodajże, przyszła informacja z Zarządu Portu o zakończeniu kolejnych dwóch dużych inwestycji. Jedną z nich była właśnie przebudowa Nabrzeża Rumuńskiego, konkretnie jego odcinka o długości niemal 356 m oraz odcinka linii kolejowej o długości 369 m. „...Wzdłuż przebudowanego odcinka przeprowadzono prace czerpalne do głębokości -13,5 m - aczkolwiek jego konstrukcja pozwoli na docelowe pogłębienie nabrzeża do 15,5 metrów. Całkowitej wymianie uległa również sieć kanalizacji sanitarnej, deszczowej, wodociągowej i energetycznej...”

Sam wstawiałem tę wiadomość w „aktualności”- i przy tej okazji przypomniało mi się, że przecież tam byłem i widziałem wszystko na własne oczy!

W ten oto sposób zdjęcia z Rumuńskiego znalazły drogę do Morskich Kadrów – choć przyznaję, bez „Nosorożca” by tu nie trafiły. Ba, prawdopodobnie wcale by ich nie było!

I tak dzięki „Amelsowi”, który nie wyszedł, kiedy wyjść powinien (w rezultacie ja wyszedłem pierwszy), powstało kilka innych, całkiem dobrych tematów. Niektóre z nich już wykorzystałem, inne mają jeszcze szanse, kolejny właśnie się doczekał!

© Antoni Dubowicz 2015

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: