28marzec2024     ISSN 2392-1684

„Ośrodek Oporu Jastarnia” – betonowy upiór wojny

00 DSC 0255 nb

Rejon Umocniony Hel utworzono już w 1936 roku. Zgodnie z planem, zabezpieczenie od strony lądu miał mu zapewnić zespół fortyfikacji na północ od Jastarni, w miejscu, gdzie szerokość półwyspu osiąga ok. 450 metrów. Fortyfikacje te, których głównym trzonem miały być cztery ciężkie schrony bojowe, zaczęto jednak budować dopiero w maju 1939 roku. W momencie wybuchu wojny były one w zasadzie już ukończone, ale jeszcze nie do końca uzbrojone i wyposażone.

Okazały się jednak do niczego nieprzydatne, w czasie trwania Obrony Wybrzeża nie zostały w ogóle zaatakowane. W okresie okupacji Niemcy wykorzystywali je jako schrony przeciwlotnicze oraz posterunki obserwacyjne. W 1945 roku zostały wprawdzie włączone w sieć obrony, ale i wtedy ich nie uzbrojono, uzupełniono tylko ziemne elementy obrony oraz wykopano rowy przeciwpancerne. Po zakończeniu wojny fortyfikacje przejęła armia Ludowego Wojska Polskiego, która stacjonowała tam do do końca lat 70tych.

W 1999 Wojewódzki Konserwator Zabytków uznał „Ośrodek Oporu Jastarnia” za zabytek. W następnym roku fortyfikacje przekazane zostały w zarządzanie cywilne.

Pojechałem tam w ostatnich dniach grudnia 2013 roku. Termin wybrałem starannie. W tym specjalnym miejscu wcale nie miałem ochoty tłuc się za przewodnikiem w jakiejś przypadkowej grupie rozbawionych turystów. Jeszcze mniej trafić chciałem na leżących na plaży w grajdołku za parawanem tłustawych facetów, zajętych odpijaniem kolejnego piwa oraz na smażące się na słońcu roznegliżowane ciała ich „lepszych połówek”, wrzeszczących na pluskające się w wodzie dzieci. Lato więc odpadało. Grudzień natomiast wydawał się być w sam raz, szczególnie okres między świętami i sylwestrem. Szansa na obcowanie sam na sam zarówno z historią, jak i z naturą sam była wtedy największa. Właśnie tego chciałem.

Wejście na dobrze oznakowaną „ścieżkę dydaktyczną” (z kilkoma szlakami do wyboru) znajduje się jakieś 3,5 km od centrum Jastarni w kierunku Kuźnicy, naprzeciwko campingu Maszoperia. Jeden z czterech bunkrów leży nawet na samym terenie campingu po stronie Zatoki, ale w grudniu nawet nie próbowałem tam wejść. Od razu pomaszerowałem przecinającą tor kolejowy ścieżką przez las i już po kilkudziesięciu metrach trafiłem na drugi ze schronów. Nawiasem mówiąc, nazwy wszystkich czterech zaczynają się na literę S. Jest więc „Sokół”, wspomniany już bunkier na campingu, jest „Sabała”, przy którym się właśnie znalazłem - były bunkier dowodzenia, w którym mieści się obecnie muzeum, a od strony morza są dwa kolejne, usytuowane tuż obok siebie schrony - „Saratoga”, jeszcze w lesie, oraz „Sęp”. Ten ostatni znajduje się już na samej plaży. W związku z tym, że jest odsłonięty, konstrukcja jego jest jeszcze masywniejsza, niż pozostalych trzech. Zewnętrzne ściany mają 125 do 330 cm grubości, wewnętrzne 60 – 100, a strop średnio 160 cm. Kogo ciekawią szczegóły budowy i uzbrojenia schronów, dowie się wszystkiego z ustawionych przy obiektach tablic informacyjnych. (Nie we wszystko jednak należy ślepo wierzyć – planiki sytuacyjne mogą was wprowadzić w błąd. Bunkier oznaczony na tablicy głównej jako „Saratoga” w wielu miejscach i źródłach, w tym również w wikipedii oraz na tablicach przy samych bunkrach nazywany jest bunkrem „Saragossa”, co jest historyczną nieścisłością. Sam też dałem się temu zwieść. Za zwrócenie mi uwagi na prawidłową nazwę "Saratoga" dziękuję panu Władysławowi Szarskiemu, dyrektorowi naczelnemu ‎Muzeum Obrony Wybrzeża Stowarzyszenia "Przyjaciele Helu")*.​ 

Na mnie najsilniejsze wrażenie zrobił rzucony na nadmorski piach bunkier „Sęp”, kupa szpetnego, zbrojonego betonu, brutalnie obca i rażąca. Pomnik bezdusznego okrucieństwa wojny (oraz jej piewców, których nie brakuje chyba nigdy). To miejsce powinno się kontemplować w ciszy, w skupieniu, we wspomagającej refleksję samotności. Szokuje choćby już i już sama masa tego olbrzymiego betonowego kloca, irracjonalnie absurdalna w zestawieniu z sielankowym bezmiarem nieba, łagodnym szumem łamiących się o brzeg morza fal, czyściutką, szeroką plażą i niewysokim laskiem tuż za umocnionymi faszyną wydmami. Piaskowo-czarny kamuflaż wcale nie odbiera „Sępowi” grozy i człowiek kuli się instynktownie, spoglądając w czarne otwory strzelnicze umieszczonej na stropie schronu kopuły pancernej. Miał w niej być umieszczony ciężki karabin maszynowy.

Informacja głosi, że „...schron blokował drugi, oprócz szosy i linii kolejowej, dogodny kierunek szybkiego ataku pojazdów pancernych wzdłuż półwyspu, jaki przebiegał po odkrytej przestrzeni plaży, dlatego w zestaw jego uzbrojenia włączono armatkę ppanc. Ogniem na wprost z kopuły pancernej ostrzeliwał w sektorze 45° obszar między brzegiem morza a szczytem wydm. Kolejnym ważnym zadaniem taktycznym był ostrzał flankujący na morze z ckm, w sektorze 60° przez strzelnicę w ścianie bocznej, celem uniemożliwienia przeciwnikowi obejścia po lodzie ośrodka oporu, lub opłynięcia go na podręcznych środkach przeprawowych. Jeden ckm, umieszczony w kopule pancernej i operujący przez 3 strzelnice w sektorze 190° ogniem na wprost zwalczał cele żywe...”

Dość! Wyobraziłem sobie siebie w charakterze „celu żywego” i odeszła mi ochota do dalszego czytania. Tym bardziej, że napisano to w trybie dokonanym, jakby zdarzyło się naprawdę, a nie tylko w umysłach strategów wojny.

Jeśli jednak lubicie zwiedzać pamiątki wojenne, schron-muzeum „Sabała” (otwarty w okresie letnim) powinien Was zainteresować. Możecie bowiem przeżyć go wręcz namacalnie, własnymi rękami podotykać żelbetowych, lodowato zimnych ścian, powyglądać przez otwory strzelnicze, popatrzeć na eksponaty i przy okazji dowiedzieć sie czegoś o fortyfikacjach II Rzeczypospolitej. Nota bene - fotografowanie jest tam ponoć obowiązkowe(!), więc nie zapomnijcie o odpowiednim sprzęcie. Myślę, że w normalnych warunkach wystarczy zwykły smartfon, ale równie dobrze może to być profesjonalny aparat fotograficzny – z błyskiem, statywem, asystentką i niezbędnymi dodatkami. Weźcie tylko pod uwagę, że wszystko to przenieść musicie na własnych plecach, dojazd  pod sam bunkier nie jest bowiem możliwy. Ale co to za przeszkoda dla zaprawionego w boju piechocińca!

© Antoni Dubowicz (fotografie 2013, tekst 2016, (korekta)* 11 maja 2018)

 

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Komentarze  

0 #1 Władysław Szarski 2018-05-10 15:41
UWAGA: Błędna jest właśnie nazwa "Saragossa" - wprowadzona dopiero po wojnie. Być może dlatego, że Sataroga leży w USA?
Przed wojną nazwą stosowaną dla tego schronu bojowego była SARATOGA. Tej nazwy używa adiutant IV batalionu KOP broniącego półwyspu od strony lądu, obsadzającego także te schrony bojowe na przedpolu Jastarni i nie ma podstaw, by mu nie wierzyć.
Nie mam już siły ustawicznie prostować tego błędu...
Cytować

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: