„Tur” z Warszawy
- Post 26 listopad 2016
- Odsłony: 3455
Pchacz to rodzaj rzecznego holownika, tyle, że zamiast barkę za sobą ciągnąć, pcha ją przed sobą. Rozpoznać go można po szerokim, tępym dziobie, wyposażonym w duże, gumowe „zderzaki” i urządzenia łączące go z barkami. Pchacze spotyka się zazwyczaj na rzekach. Zestaw pchany jest bowiem bardziej opłacalny od transportu w zestawach holowanych, ze względu na między innymi mniejsze opory i zredukowaną załogę. Takie zestawy pracują na wszystkich większych rzekach, u nas szczególnie na Odrze.
Z reguły nie spotyka się ich w portach morskich. Wyobraźcie wiec sobie moje zaskoczenie, gdy we wtorek, 21 czerwca 2011 roku pod wieczór, jeden z takich zestaw pchanych zobaczyłem w Gdyni! I to zestaw skąd? Z Warszawy! Składał się z barki ZP-B-5035 oraz pchacza „Tur-W-01”, zarejestrowanego nie gdzie indziej, tylko w stolicy!
Pchacz „Tur” zaprojektowany został dla „Żeglugi na Odrze” w latach 1959-1960. Dwa pierwsze prototypy zbudowała Tczewska Stocznia Rzeczna w roku 1961, w następnych latach powstało ich tam blisko sto. Prawie wszystkie stacjonowały we Wrocławiu. Barki natomiast, będące częścią zestawu, budowane były w Stoczniach Rzecznych w Koźlu i w Krakowie.
Warszawski „Tur” to jeden z tych pchaczy. Kiedyś nazywał się „Tur-O-13”, co oznacza, że był to Tur odrzański z numerem stoczniowym 13. Teraz zaś należy do firmy „Żegluga Wiślana – Rafał Błocki” w Zielonce k. Warszawy. Od większości pozostałych „Turów” różni się tym, że w miejsce dwóch seryjnych silników PZM Puck o mocy 121 kW każdy wbudowany ma jeden silnik Volvo-Penta o mocy 147 kW (w każdym razie tak było w czerwcu 2011).
Barka zaś, oznaczona numerem ZP-B-5035, to wyjątkowo żadna z Koźla czy Krakowa, tylko zdecydowanie młodsza, zbudowana w 1989 roku w St. Rem. Żeglugi Śródlądowej w Dobrzeniu Wielkim barka do zestawu pchanego typu OBP-500W/S/9. (OPB-500 świadczy jednak, ze może to być jedna z kozielskich, w późniejszym czasie odbudowana czy też przebudowana). Jej armatorem jest Żegluga Bydgoska-Odratrans S.A.
W jakiś wiec sposób sprzęgła się tutaj żegluga odrzańska z wiślaną i trafiła aż nad morze, do Gdyni.
Nie wiem, do czego służyć miały duże, okrągłe betonowe elementy, przywiezione do portu. Zakładam, że z pewnością nie do budowy głębinowej studni w którymś z portowych basenów. Pozostawmy więc tę sprawę nierozwiązaną.
Nie trwało zresztą długo, jak zestaw pchany przeszedł między zamykającymi port wewnętrzny dwiema ostrogami i udał się w głąb akwenu, w kierunku stoczni, stając się coraz mniejszy i mniejszy i mniejszy. Aż straciłem go z oczu. I tak zresztą było już trochę za ciemno na zdjęcia.
© Antoni Dubowicz
Komentarze