19kwiecień2024     ISSN 2392-1684

Trzy razy M

00 DSC 4404 nb

Główną atrakcją w gdyńskim porcie w sobotę, 8 sierpnia 2012, była z pewnością „MARINA”. Spędziła tu kilka godzin między 12:00 a 20:00, po czym wyszła w całodniowy rejs w morze, zanim zawinęła do następnego portu, którym był Tallin.

To pierwsze „M” z tytułu. Poświęciłem mu wówczas (temu „M”), lub też jej ( tej „Marinie”) osobny artykuł w Morskich Kadrach: http://www.naszbaltyk.com/morskie-kadry-antka/554-marina-w-gdyni.html

Drugie „M” to w porównaniu z wielką jak szafa „Mariną” krasnal, niewielki statek handlowy, który wszedł do portu tego samego dnia co ona, parę minut przed czwartą po południu. Na dziobie widniało imię: „Manuela E”, a duży napis NAVIGASA na szarej burcie głosił wszem i wobec, że armatorem „Manueli” jest kompania NAVIera de GAlicia S.A. z Hiszpanii, co, jak możnaby sądzić, potwierdzić powinna hiszpańska flaga na rufie. Nic takiego! Po pierwsze, na rufie nie było nawet drzewca, na którym flaga mogłaby zawisnąć (odkryłem je dopiero po uważnych studniach na najwyższym pokadzie nadbudówki). Po drugie zaś - flaga winna być wcale nie hiszpańska, w czerwono-żółto-czerwone poziome pasy, tylko bialo- niebiesko-żółta, należąca Wysp Kanaryjskich. Stało się to jasne, gdy dostrzegłem wypisany na rufie port macierzysty „Manueli” - Santa Cruz de Tenerife.

To coś jednak, co smętnie na drzewcu zwisało, nie było ani jedną, ani drugą flagą, tylko niewyobrażalnie wręcz zużytą, czarną od brudu szmatą. Widziałem już wiele nieświeżych i „wyłopotanych” flag, ale czegoś tak paskudnego jeszcze nigdy.

W tym świetle zdziwiłem się widząc, że niewielka biało-czerwona, głosząca, że statek znajduje się na wodach terytorialnych Polski, jest czysta i przepisowo podniesiona pod prawym salingiem masztu, łopocząc wesoło w porywach wiatru.

Swoją drogą ciekawe, czy pranie flagi państwowej wchodzi w zakres obowiązków załogi statku?

Trzecim „M” okazał się być „Mars”, holownik portowy, który wypłynął z głębi basenu portowego i podszedł do „Manueli”, by asystować jej przy manewrach. Był sam jeden, ale tak to regulują przepisy portowe. Statki powyżej 90 metrów muszą wziąć do pomocy jeden, powyżej 130 dwa, powyżej 170 m trzy holowniki. Bywa też, że kapitan portu uzna, że trzeba wziąć ich jeszcze więcej. „Manuela E”, zbudowana w 2007 roku w hiszpańskiej stoczni Armon Vigo, liczy 100 metrów długości, mieści się więc w pierwszej grupie.

Wróćmy jednak do trzeciego „M”. „Mars” jest od „Manueli” duuużo starszy, zbudowała go pod koniec 1977 roku radziecka stocznia Gorokhowetskiy Sudostroitelnyy Zavod (numer stoczniowy 353). To piękny, jak to kiedyś bywało, smukły holownik, mający 25,02 metrów długości między pionami i 29,07 długości calkowitej (czyli spory nawis, czyli piękna sylwetka), 8,37 m szerokości i niespełna 3 m zanurzenia. Posiada dwie śruby i dwa 6-cylindrowe silniki wysokoprężne firmy Russkij Diesel typu 6D30/50-4-3 o łącznej mocy 883 kW (1201 KM), co pozwala mu pływać z prędkością 10,5 węzła. Uciąg na palu jest jednak niewielki, wynosil 18,4 tony. W sierpniu 2012 gdyńskie holowniki należały już do holenderskiej firmy „Fairplay”, która przejęła we wrześniu 2011 gdyński WUŻ za 44,4 mln zł., „Mars” nosił jednak jeszcze tradycyjne barwy WUŻu: czarny kadłub z szarą nadbudówką i białą sterówką. O nowej przynależności świadczyły tylko już przemalowane kominy, niebieskie z białym pasem, choć jeszcze bez „fairplayowej” podwójnej -czerwonej i niebieskiej - gwiazdy na nim.

Po kwadransie robota była skończona, niebawem też trzy „M” rozeszły się w różne strony świata. „MARINA” opuściła Gdynię wieczorem, „Manuela E” w następnych dniach, po rozładunku, a „Mars” pozostał jeszcze przez kilka lat w porcie, będąc jednak coraz mniej wykorzystywany. Był równie klasycznie piękny jak i nieekonomiczny i niepraktyczny. Ostatecznie „Fairplay” rozstał się z nim w ubiegłym roku, sprzedając go do Rosji. Jest teraz, lub też powinien być, gdzies w Yużnym. Podobno miał szczęście, bo nie poszedł od razu na złom, jak wielu jego młodszych kolegów. My jednak pewnie już go nigdy nie zobaczymy, ani w Gdyni, ale w ogóle.

I jak tu mówić o szczęściu?

© Antoni Dubowicz 2012/2017

 

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: