23kwiecień2024     ISSN 2392-1684

ORP „Gen. K. Pułaski“ – spotkanie na morzu

00 DSC 0081a

Widok którejś z dwóch naszych poamerykańskich fregat typu OHP na otwartych wodach siłą rzeczy zawsze budzi we mnie głęboką refleksję. Jaki jest sens trzymać we flocie okręty, których wartość bojowa jest równa zeru, jaka jest potrzeba, by w ogóle opuszczały one port i wychodziły w morze?

Pytania takie nasuwają się szczególnie w kontraście do widocznego w ostatnich latach dynamicznego rozwoju portów i ponownego ożywienia handlu morskiego. Obie te dziedziny jakoś wychodzą na prostą i wygląda na to, że opierają się skutecznie „polityce gospodarczej” (przepraszam za wyrażenie) rządzących, bez względu na to, kto akurat na szczeblach władzy siedzi.

Spotkanie z „Pułaskim” w poniedziałkowy poranek w dniu 29 czerwca 2015 nie było więc czymś, co spowodowałoby u mnie przyśpieszone bicie serca i wywołało słuszną dumę z potęgi Polski na Morzu. Nie, wręcz przeciwnie, zadałem sobie pytanie, ile taki „Pułaski” spala i co możnaby za to kupić. Jest przecież tajemnicą poliszynela, że obie fregaty to złom, mówi się o tym otwarcie od lat. Mało tego, internetowi znawcy (do których mam większe zaufanie niż do oficjalnych komunikatów) twierdzą, iż stara, wysłużona, nie remontowana przez lata „Warszawa” radzieckiej produkcji, którą zezłomowano przy okazji przybycia do Gdyni obu „amerykańców” z demobilu, miała większy potencjał bojowy niż „Kościuszko” i „Pułaski” razem wzięte.

Słuszność takich pogłosek potwierdzał choćby fakt, że właśnie oficjalnie ogłoszono, że „Kościuszko” to już tylko kupa żelastwa, podczas gdy „Pułaski” będzie za ponad 100 milionów złotych modernizowany. Prac tych podjąć się mogły oczywiście – z wiadomych względów - wyłącznie firmy amerykańskie. Sam okręt miał jednak pozostać w Polsce, do USA trafić miały tylko pieniądze.

Pomyślałem, że na długi czas może to być ostatnia okazja, by zobaczyć „Pułaskiego” na wodzie, zrobiłem mu więc kilka zdjęć. Kto wie, może kiedyś będzie się je pokazywać wnukom na dowód, że okręt, wbrew złośliwym językom, wcale nie stał przez cały czas na sznurku, lecz naprawdę wychodził w morze!

Dzisiaj, niecałe dwa lata po tym spotkaniu, mówi się, że modernizacja kosztowała nie sto, tylko dwieście milionów, a „Gen. K. Pułaski“ nadal nie posiada jakichkolwiek wartości bojowych - w przeciwieństwie do dwóch fregat tego samego typu, których chcą się właśnie pozbyć Australijczycy, oferując je nam praktycznie za darmo. Ze strony australijskiej jest to czysta kalkulacja, w przeciwnym bowiem wypadku musieliby ponieść niemałe koszty ich złomowania. Podkreślić jednak trzeba, że obie jednostki zostały niedawno zmodernizowane i wyposażone w najnowocześniejszą broń i systemy.

- Sam okręt możemy kupić za 1 dolara australijskiego, natomiast należałoby zapłacić za wyposażenie. Przy dobrych negocjacjach byłyby to nawet setki milionów złotych za jednostkę. Każda fregata jednak z pełnym wyposażeniem ma wartość ok. 700 mln dolarów – oznajmił w tych dniach przewodniczący sejmowej komisji obrony narodowej, poseł PiS Michał Jach, zapowiadając również: - Oferta jest bardzo atrakcyjna. Decyzja dotycząca zakupu dwóch używanych australijskich fregat dla Marynarki Wojennej na pewno zostanie podjęta jeszcze w tym roku, raczej szybciej niż później –.

Te dwie wspomniane fregaty to HMAS „Melbourne” i HMAS „Newcastle”. Z pewnością zrobimy więc (kolejny) złoty interes.

© Antoni Dubowicz 2015/2017

 

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: