28marzec2024     ISSN 2392-1684

Katastrofa s/t "BRDA" - 10 stycznia 1975

nb

BRDA była jednym z 21 trawlerów typu B-10 polskiej konstrukcji, zbudowano je jako pierwsze większe jednostki pod nadzorem PRS. Projektantami statku byli pracownicy CBKO (Centralnego Biura Konstrukcji Okrętowych) inżynierowie Janusz Staszewski, Stefan Pup i mgr.inż. Jerzy Zubrzycki. Brda została zbudowana jako 14 jednostka w serii przez Stocznię Północną w Gdańsku w 1955 roku i jako jedyna z całej serii tragicznie zakończyła żywot. Pozostałe wycofywane z eksploatacji w latach siedemdziesiątych pełniły role statków szkolnych ( Łużyca w WSM Szczecin, Raba jako Jan Turlejski), pełniły role kotłowni parowych w przedsiębiorstwach rybackich lub były złomowane.
Statki wyposażono w maszynę parową typu „Fredrikstad”, dwuprężną, 4-cylindorową na parę przegrzaną o mocy 900 KM, opalana węglem zasilana ręcznie, w latach 61-65 zmodernizowane i przystosowane do opalania kotłów mazutem. Statek miał długość całkowitą 59,2m, szerokość konstrukcyjną9,0m, wysokość boczną 4,9m, zanurzenie średnie 4,32m, Pojemność BRT 615 RT ilość załogi 28-29 osób, autonomiczność pływania 28 dni (na mazut) 25 dni (węgiel).

 Na łowiącym na Morzu Północnym st Brda zachorowaniu na zapalenie ucha środkowego uległ pierwszy oficer. Chory był również radiooficer. Próby leczenia streptomycyną dostępną na kutrze (zlecenie wydał lekarz z Gdyni konsultujący przez radio) nie przyniosły skutku. W tej sytuacji kapitan statku otrzymał polecenie zawinięcia do portu i przekazania chorującego na ląd.

 Statek dopłynął w pobliże portu wieczorem i mimo wysokiego stanu morza zdecydował się na próbę wpłynięcia. Podczas wpływania do portu statek został zniesiony przez prąd na lewo od toru wodnego w stronę główki falochronu i uderzył o dno, co doprowadziło do uszkodzenia steru i jego zablokowania w pozycji prawo na burt. W tej sytuacji kapitan Andrzej Zieliński rzucił obie kotwice.

 Do katastrofy doszło w nocy z 9 na 10 stycznia 1975 r. na redzie portu Hanstholm. Sztormująca „Brda” zerwała się najpierw z jednej, a potem z drugiej kotwicy. Kapitan nie zdecydował się na ratowanie sytuacji manewrami maszyną. „Brda” zdryfowała rufą na gwiazdobloki falochronu wewnętrznego, obróciła się na nich jak na zawiasie, ustawiła się równolegle do tego falochronu a następnie położyła na boku nadbudówką na zewnątrz. Cała 27-osobowa załoga zdołała opuścić wnętrze kadłuba i zgromadziła się w dwóch grupach: na dziobie oraz na śródokręciu w okolicach mostka.

 Jeszcze stojąc na kotwicach kapitan Brdy poprosił kapitana portu o holowniki. Port Hanstholm nie dysponował etatowymi holownikami i statkami ratowniczymi (Izba Morska uznała to za zaniedbanie kierownictwa), więc holowania podjął się duński trawler przebywający w porcie. Wypłynięcie tego statku uległo opóźnieniu, bo wpierw negocjowano warunki zapłacenia za akcję ratowniczą. Wcześniej proponowano podjęcie załogi, na co nie chciał się zgodzić kapitan „Brdy” — nie zdążono przed katastrofą dojść do porozumienia.

 Próbował także prosić o pomoc siostrzany statek „Barycz” przebywający w porcie, ale jego kapitan odmówił wypłynięcia motywując to zmęczeniem załogi po długim rejsie.

 W momencie zerwania się „Brdy” z kotwicy załoga „Baryczy” proponowała kapitanowi, aby natychmiast wypłynął w celu próby ratowania załogi „Brdy”, ale ten odmówił.

 Wezwany helikopter ratowniczy podjął najpierw siedmioosobową grupę z dziobu. W czasie odstawiania jej na ląd około godziny 1.30 wielka fala sztormowa uderzyła w kadłub i zmyła z niego pozostałą grupę 10 członków załogi między kadłub a falochron, na zalane mazutem łamacze fal. Duńczycy i załoga „Brdy” próbowała udzielić pomocy rozbitkom z falochronu, lecz żadnego ze zmytych marynarzy nie udało się uratować, ponieważ siła fal była tak wielka, że marynarze zginęli rozbici o betonowe bloki, a z wody wydobyto tylko pięć okaleczonych ciał. Z pozostałej części załogi podjętej przez śmigłowiec jeden z uratowanych zmarł w szpitalu na atak serca.

 Wrak „Brdy” został w ciągu niedługiego czasu po katastrofie został doszczętnie rozbity przez morze.

nb

nb

 

Dane i rysunki pochodzą z "Polska Flota Rybacka w latach 1921-2001" Wiesław Blady Wyd. MIR

 

Poniżej zamieszczone są skany z publikacji prasowych i zdjeć będące własnością p. Arkadiusza Kaczmarczyka, syna pierwszego mechanika, który zginął na Brdzie.  

nb

 Szkic sytuacyjny katastrofy "Brdy": pozycja 1 - rzucenie lewej kotwicy; 2 - rzucenie prawej kotwicy; 3 - uderzenie o falochron; 4 - ogłoszenie alarmu; zerwanie się lewej kotwicy, wypuszczenie pary z kotła; 5 - miejsce wywrócenia się statku; 6 - położenie wraku "Brdy".

 

nb

 Fot. port rybacki w Hanstholm

 nb

nb

nb

nb

 

 nb

 Tablica upamiętniająca rybacką tragedię, autorstwa szczecińskiego plastyka Zdzisława Sobierajskiego.

 Poniżej oryginał publikacji, która ukazała się w duńskiej gazecie w dniu odsłonięcia tablicy w Hanstholm oraz przetłumaczony przez Andrzeja Kacałe tekst.

nb

 

Kuter o nazwie ”Brda”

Fleming Skipper
Lokalne Achiwum Historyczne
Komuny Thiested

Hanstholm: Wiele nazw i zdarzeń łączy sie z 40-letnią historią portu Hansholm. Ale jest jedna nazwa, która szczególnie zapadła w świadomość mieszkańców.

To jest „Brda”.
Ten 700 tonowy polski trawler, który w nocy na 11 stycznia 1975r. zatonął w zewnętrznym basenie. Z 27 osobowej załogi zostało uratowanych 17 osób przez helikopter z Aalborga. To była największa tragedia w tej części zachodniego wybrzeża od momentu zatonięcia rosyjskiego statku „Tukan” 23 lutego 1967r. z 52
osobami.

Walka na śmierć i życie

To był nocny dramat, którego świadkami były tysiące ludzi z bliska i z daleka: oglądali audycję telewizyjną o zakończonych wyborach parlamentarnych. W trakcie jej trwania poinformowano co właśnie dzieje się w porcie Hanstholm.

Z bezpiecznych i ciepłych mieszkań wyruszono w mrok na drogi prowadzące do Hanstholm. Powstały problemy komunikacyjne, które jeszcze bardziej pogłębiły chaos jaki zapanował w porcie. To też jest przyczyną, że nazwa „Brda” ma specjalny wydźwięk – tak wiele lat po zdarzeniu.
To była walka na śmierć i życie pomiędzy siłami natury, marynarzami i ratownikami. Także ze świadkami zdarzenia.

Była to akcja ratunkowa skazana na niepowodzenie ponieważ odbywała się w ciemnościach przy sile wiatru 9-10. Była ona dodatkowo utrudniona ze względu na barierę językowa, którą w pierwszych momentach rozwiązano poprzez kontakt radiowy z drugim polskim kutrem, znajdującym się w porcie z uszkodzonym
sterem. Tylko kapitan „Brdy” mówił po angielsku. To też stworzyło problemy podczas akcji helikoptera. Problemem byli również fotoreporterzy. Problemem był napływ ludzi z bliska i daleka po informacji w telewizji o zatonięciu.

Błyski fleszy w mroku nocy

Błyski fleszy aparatów fotoreporterów utrudniały działania ratunkowe w takim stopniu, że zwrócono się do nich z prośbą o ich nieużywanie.
Polscy marynarze odmówili przyjęcia pomocy ze statku ratunkowego w Hanstholm. Dwie godziny później trawler został rozbity o kamienie mola i 10 ludzi z 27 osób zginęło w sztormowych falach.

Trawler zaczął mieć kłopoty kiedy uszkodził się ster podczas manewrów wejścia do portu. Próbując ratować trawler kapitan poprosił o holownik i rzucił kotwice.
W wielkim pośpiechu zebrano załogę na jednym z dużych kutrów w Hanstholm i zażądano asysty helikoptera. Zanim kuter dotarł do potrzebującego pomocy trawlera, zerwał się łańcuch kotwiczny i musiano zrezygnować z podania liny holowniczej na pokład.

Łatwa ofiara sił natury

Przy tak silnym wietrze, który wiał w kierunku basenu portowego „Brda”stała się łatwą ofiarą potężnych sił natury; została rzucona na portowe molo i przewróciła się. 27 marynarzy czepiało się burt. Z lądu nie powiodły się żadne próby ratowania pomimo, że kuter leżał w odległości kilku metrów. Dno w polskim
trawlerze było uszkodzone i olej napędowy wypłynął, barwiąc wodę na czarno pomiędzy kutrem i kamieniami.
Widać było marynarzy czepiających się burt. Nagle pięciu marynarzy z rufy zostało ciśniętych z wielką siłą przez ogromną falę w zaoliwioną wodę, pomiędzy kamienie, zanim cokolwiek można było zrobić. Wiatr i woda porwały ich, wszystko było śliskie od oleju, woda lodowato zimna.

Straszny dramat

Na miejscu był redaktor „Thiested Dagblads” – Knud Erik Nielsen, doświadczony reporter, który przeżył tam swój ogniowy chrzest razem z 32-letnim fotografem Tage Jensenem. Stał z tyłu na platformie samochodu ciężarowego w wietrze wiejącym po skosie z siłą 10 st.B, korzystał z jedynego w mroku światła jakim był reflektor ratowniczego helikoptera. Knud Erik Nielsen tak raportował o tych najbardziej dramatycznych sytuacjach:
„ Cała nadzieja w helikopterze ratowniczym. Następne dwie godziny to był straszny dramat, który zostawił niezatarte wrażenie u tych, którzy brali udział w akcji ratunkowej. Z narażeniem własnego życia ratownicy, strażacy, personel Falck byli na falochronie z drabinami i innymi środkami ratunkowymi gotowi pospieszyć
z pomocą gdyby któryś z Polaków został rzucony przez fale tak daleko. Najbardziej tragiczny moment zdarzył się, jak zobaczono z mola, kiedy pięciu Polaków zostało zmytych do morza i zniknęło w spienionych falach.

Zdarzyło się to w momencie kiedy akcja ratunkowa była w pełnym toku. Rybak Gert Johansen był jednym z tych, którzy próbowali zejść ze spiętrzonych głazów falochronu. To było całkowicie niemożliwe. Fale przelewały się przez molo. Kamienie były śliskie od oleju wypływającego ze zniszczonego zbiornika. Było niemożliwością dostać się do trawlera jak i wydostać się z niego – opowiedział gazecie B.T „Nigdy nie zapomnę widoku ręki, którą próbowaliśmy uchwycić. Była ona jednak tak śliska od oleju, że nie mogliśmy jej utrzymać. Wyślizgnęła się nam i człowiek zniknął w czarnej plamie ropy. Ten widok – nie
zapomina się go nigdy.

Nie do uniknięcia

Tak blisko - a jednak nie do uniknięcia. Fale po tych dramatycznych godzinach w styczniu 1975r. nie chciały się uspokoić i zostawiły ślady w świadomości mieszkańców – na długie lata. Wystarczy nazwa „Brda” żeby wspomnienia wróciły.

Tablica pamiątkowa dla „Brdy”

Hanstholm: W niedzielę 26 września odsłonięta została tablica pamiątkowa poświęcona zatopionemu
kutrowi „Brda”, w porcie Hanstholm.
Członkowie Rotary Club w Szczecinie, którzy przypłynęli na jachcie „Dar Szczecina”, razem z jego załogą
oraz członkami Rotary Club Hanstholm, odsłonili mosiężna tablicę pamiątkowa na molo, gdzie 35 lat temu zdarzyła się ta tragedia.

Napisy pod zdjęciami:

1. 14 dni po zatonięciu: ogromne fale przelewają się przez falochron, gdzie leży wrak polskiego
trawlera.
2. 10 dni po zatonięciu: Całe Thy śledziło dramat Brdy. Wielu chce obejrzeć wrak z bliska.
3. Wrzesień 1975 Pływający niemiecki dźwig podnosi wrak „Brdy”, części pokryją wkrótce całe molo.

Tłumaczenie: Andrzej Kacała

 

 Unikatowe materiały prasowe, córki pana Antoniego Krajniaka, brata pierwszego oficera który tam zginął.

 nb

nb

nb

nb

nb

nb

nb

nb

nb

 

Specjalne podziękowania dla pana Wojciecha Seńka za możliwość publikacji materiałów na łamach "Naszego Bałtyku".
Link do stron www Pana Wojciecha: http://www.nordseememorial.org/brda.html , http://morze-morze.eu/

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Komentarze  

+1 #3 Szczur 2018-10-05 15:58
Kapitan "Baryczy" mimo wszystko powinien wyjść z pomocą.
Nawet z narażeniem własnego statku i załogi.
Cytować
-1 #2 Draco 2018-04-15 16:18
Zachował się jak powinien.
Statkiem nie posiadającym urządzeń ratunkowych, z niewyszkoloną do tego, zmęczoną rejsem załogą doprowadziłby najwyżej do tego, że ofiar byłoby 30 a nie 10 i dwa a nie jeden statki spoczęłyby w basenie portowym.
Cytować
0 #1 Klaudia Paluszkiewic 2016-08-21 19:48
To okropne jak zachowal sie kapitan statku
Barycz! Moze moj dziadek Stanislaw Kocimski dalej byl by wsrod nas!
Cytować

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież