20kwiecień2024     ISSN 2392-1684

Szyper zszedł ostatni – wspomnienie kutra „WŁA-97”

00 0883-nb

Powróćmy do pewnej starej historii, o której już kiedyś pisałem.

Przeglądając w tych dniach rutynowo orzeczenia Izby Morskiej w Gdyni przypomniała mi się sprawa zatonięcia w lutym 2011 roku należącego do spółki Denega-Necel S.J. z Władysławowa kutra „WŁA-97”.

Na temat przyczyn tej tragedii krążyły wówczas różne spekulacje, ale plotki plotkami, a my poczekajmy lepiej na opinię fachowców. Od przeszlo trzech lat sprawę bada kompetentna instytucja, czyli Izba Morska w Gdyni. Oficjalnego orzeczenia jednak jeszcze nie opublikowano, tak więc musimy uzbroić się w cierpliwość i czekać dalej.

Co jednak wiemy z pewnością? Znamy niektóre fakty. Wiemy, że statek łowił na Baltyku szprota, a na pokładzie było 6 rybaków. Było zimno (-10°C), jednak warunki pogodowe na morzu byly dobre. Mimo to w czwartek 24 lutego 2011, krótko po godzinie 8.00 rano, w odległości ok 40 Mm od brzegu, na wysokości latarni morskiej Stilo, trawler zatonął.

Tylko dzięki szczęściu i sprawnej, choć przypadkowej akcji ratunkowej nikt z załogi nie zginął. Rybacy zostali podjęci z wody na pokład kutra „UST-53” i przetransportowani na pobliską platformę wiertniczą Petrobalticu, na której był lekarz. Ich stan zdrowia był na tyle dobry, iż nie trzeba było wzywać śmigłowca, który mógłby przetransportować ich do szpitala. Zabrał ich w dniu następnym statek, który przywiózł na platformę zmianę załogi.

„WŁA-97”, czy też „Czeczenia”, jak nazywali go rybacy, to trawler radzieckiej produkcji (typ „Baltika”, projekt 1328), zbudowany w 1985 roku w stoczni w Sosnowce. Do Polski trafił w 1998 roku, pływając najpierw w Darłowie jako DAR-33, potem kolejno w Ustce (UST-85) i w Gdyni (jako GDY-4). Jesienią 2010 roku, już jako „WŁA-97”, zacumował ostatecznie we Władysławowie.

Tam też spotkałem go w pierwszych dniach stycznia 2011, kilka tygodni przed tragedią. Przygotowywał się właśnie do wyjścia w morze.

Zapamiętałem go dobrze między innymi dlatego, iż z szyprem miałem małą utarczkę słowną. Uznał on bowiem błędnie, iż w porcie nie wolno robić zdjęć. Tymczasem jest on już od 1994 roku otwarty dla turystów. Miałem mu nawet trochę za złe, ale przeszło mi to najdalej po kilku tygodniach, kiedy dowiedziałem się, iż o mały włos nie zginął tragicznie. Zszedł z tonącego kutra jako ostatni i jedyny BEZ kamizelki ratunkowej. Bez ubrania ochronnego znalazł się w lodowatej wodzie, unikając jakimś cudem szoku termicznego. Udało mu się przeżyć, bo, jak twierdzi jego ratownik Robert Kołacz, szyper z UST-53, „... to twardy facet i wytrzymał tych kilka minut. Inna sprawa, że kolejne dwie, trzy minuty i byłby trupem...”

Poki co - bądźmy radzi, że w tej katastrofie morze nie zabrało żadnego z członków załogi. Szkoda, że kuter nie miał aż tyle szczęścia. Pozostały po nim tylko wspomnienia oraz kilka fotografii.

© Antoni Dubowicz, 22.05.2014

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: