25kwiecień2024     ISSN 2392-1684

„Franuś” w pracy

00-DSC 2679-nb

Obserwując w kwietniu 2014 w "szkunerowskiej" stoczni slipowanie rybackiego kutra - kątem oka dostrzegłem krzątajacego się w basenie stoczniowym „Franusia”. To mój stary znajomy, ucieszyłem się więc na jego widok i natychmiast, jak zakończyła sie robota przy kutrze, poleciałem aby się z nim przywitać. Niestety, trochę się spóźniłem. Właśnie, kiedy dochodziłem do krawędzi basenu, „Franuś” z uczepionym jego boku małym pontonem roboczym odbił od brzegu i opuścił stocznię, udając sie w kierunku falochronu zewnętrznego. W porcie było tego dnia dość tłoczno, akurat trafił się kolejny nalot litewskich i łotewskich kutrów. Pozostawiłem je sobie na potem, usiłując złapać „Franusia” w kadr w jakiejś malowniczej pozie. Chyba mi się to udało, zresztą zaraz mialem kolejną po temu okazję. „Franuś” zostawił bowiem ponton przy falochronie i wracał z cichym pyrkotaniem silnika z powrotem do stoczni.

Ruszylem więc tam i ja na jego spotkanie.

Jak zwykle, za sterem stał pan Stefan Rietz, obok niego (w tę na pontonie, we wtę na holowniku) pan Stanisław Krella. Dostrzegli mnie już wcześniej, ale patrząc pod słońce nie mogli rozpoznać, kto zacz. Ot, jakiś facet z aparatem fotograficznym. Ale kiedy mnie poznali, ucieszyli się (sądząc po roześmianych twarzach pana Stefana i pana Stanislawa) i zaprosili mnie na pokład. Jasne, że natychmiast z zaproszenia skorzystałem!

Przy kei czekała juz na nas robota, kolejna tego dnia – wyciąganie na slip „Kpt. Wiśniewskiego”. To dość nowoczesna i wygodna, szybka 14-metrowa motorówka, ciesząca się dużą popularnościa wśród amatorów morskiego wędkarstwa. Inż.kpt.ż.p. Marian Leszek Wiśniewski istnieje naprawdę, poznałem go swego czasu we Władku i o mały wlos nie zapisałem się natychmiast do Ligi Morskiej i Rzecznej, widząc wpięty w klapę kapitańskiej marynarki znaczek! O, widzicie, dobrze, że sobie o tym przypomniałem!

Kapitan „Pirat” Wiśniewski jest armatorem także kilku innych wędkarskich jednostek - holownika „Neptun” (17,5 m) oraz „prawdziwego” kutra rybackiego WŁA-65. We Władysławowie jest prekursorem rejsów z wędkarzami, rozpoczął je już w 1996 roku. Dodajmy, że oprócz jednostek łowczych w jego flocie znajduje się również 13,5 metrowy jacht „Arkun”, specjalizujący się w różnego rodzaju rejsach obserwacyjnych, badawczych, szkoleniowych, integracyjnych i czarterowych.

My jednak wróćmy do „Kpt. Wiśniewskiego”, którego „Franuś” ma wprowadzić na już zanurzony w stoczniowym basenie wózek slipowy. Dopiero co obserwowałem, jak stoczniowcy przygotowują wózek kołowy do przyjęcia statku. To kawal ciesielskiej, a jednocześnie zegarmistrzowsko precyzyjnej roboty, trzeba bowiem ustawić drewniane klocki, na których „siądzie” stępka statku. A pamiętajmy, że każdy statek jest inny! Trzeba więc mieć naprawdę niezłe doświadczenie, by klocki idealnie pasowały!

Tymczasem my wiążemy już „Kapitana” krótko przy samej burcie i ostrożnie wprowadzamy go między wystające z wody stalowe kikuty jarzma, w którym zostanie on zakleszczony. To odpowiedzialna robota, statek musi wejść dokładnie na wyznaczone miejsce. Panowie pracują w skupieniu i w milczeniu, podając sobie tylko absolutnie niezbędne komendy. Po chwili „Kpt.Wiśniewski” „siedzi” już na swoim miejscu. Że wszystko wyszło idealnie, widać, gdy kadłub zaczyna wychodzić z wody. Spoczywa równo na przygotowanych drewnianych podkładach. Nic dziwnego, dla pracowników stoczni to codzienna rutyna i slipowanie mają opanowane do perfekcji.

My na „Franusiu” nie jesteśmy im już potrzebni. Dochodzimy więc do brzegu. Przerwa! Pan Stefan i pan Stanisław wysiadają. Ja też wysiadam, ale jeszcze nie czas na pogawędki – muszę bowiem lecieć i machnąć fotkę wyciąganego slipu od strony lądu, od kanalu slipowego! O, już gotowa, „Kpt. Wiśniewski” płynie po szynach, a właściwie unosi się dobre dwa metry nad ziemią. Ciekawy to widok. Juz poprzednio pisałem, że sterowanie odbywa się z budynku maszynowni, stojącego tuż za kanałem slipowym. Zdjęcie wnętrza maszynowni wraz z maszynistą niech więc będzie pożegnalnym akcentem tej relacji. Zapraszam Was do części fotograficznej, a ja udaję się z powrotem na „Franusia”, na dłuuugie Polaków rozmowy!

© Antoni Dubowicz 2014

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: