28marzec2024     ISSN 2392-1684

Tho thylko „Thurkus”!

00 DSC 0243 nb

Gdynia, 28 marca 2015, parę minut przed 16:00.

Wejście „Thurkusa” do portu nie było w zasadzie niczym szczególnym. Trudno bowiem powiedzieć, że jest to jednostka wyjątkowo ciekawa czy szczególnie piękna. Ot, zwyczajny, niewielki statek, jakich wiele. Spokojnie zaliczyć go można do „szarej masy” i nie poświęcić mu drugiego spojrzenia. Jedyna drobna ekstrawagancja, na jaką „Thurkus” sobie pozwala, to jego nazwa.

Czemu nie Turkus, tylko Thurkus? To chyba taki „spleen” armatora, szczecińskiej firmy Unibaltic Sp. z o.o., że wszystkie jego jednostki mają „th” w nazwie. Z reguły występuje ono na końcu, jak przy siedmiu chemikaliowcach, których nazwy rozpoczynają się na A, a kończą na th. Są to „Agath", „Amaranth", „Amazonith", „Ametysth", „Amonith", „Antracyth" i „Azuryth". Ósmy to właśnie „Thurkus”, jedyny „suchy” statek floty, wyjątkowo z „th” nie na końcu, lecz na początku. Nietrudno zauważyć, że są to nazwy kamieni półszlachetnych, choć nie do końca. Amonit to bowiem nie kamień, tylko zwierzątko (wymarłe zresztą już dawno), a amarant to roślinka, lub też, jak kto woli, czysta chemia!

Z pewnością chcecie się dowiedzieć czegoś o Unibaltiku. To najmłodszy szczeciński i jeden z najmłodszych polskich armatorów, działający na rynku dopiero od 2003 roku. Firma zaczynała od dwóch czarterowanych jednostek, weszła jednak zaraz w układ z Grupą Azoty Zakłady Azotowe Puławy S.A. i bardzo szybko się rozwinęła, przewożąc nawozy płynne do Anglii, ale także Francji i Niemiec. Początkowo statki Unibaltiku pływały pod polską banderą, ale nie trwało to długo. Dziś portem macierzystym „Thurkusa”, co zobaczyć można na jego rufie, jest nie Szczecin, tylko Limassol, a na drzewcu powiewa flaga Cypru. Na dobrą sprawę jest to więc statek cypryjski.

Jest to też statek „ w średnim wieku” - już niemłody, ale jeszcze nie stary. Zbudowała go w 1991 roku holenderska stocznia Niestern Sander w Delfzijl. Do 2008 roku eksploatowany był jako „Marie Christine” przez holenderskiego armatora Wijnne & Barends. Miał wtedy burty w kolorze „oranje”, tak charakterystyczne dla Holandii. Ten nieduży tramp, przeznaczony do tzw. małej żeglugi (coaster), ma niespełna 88 m długości (dokładnie 87,96 m) i 12,50 m szerokości. Zanurzenie jego wynosi maksymalnie 5,30 m. Posiada dwie duże ładownie o łącznej pojemności 5.550 m³, napędzany jest maszyną o mocy 1.845 kW. W manewrach pomaga mu dziobowy ster strumieniowy o mocy 260 kW.

Pojemność brutto GT (czyli tonaż, objętość przestrzeni w obrębie kadłuba oraz przestrzeni zamkniętych powyżej pokładu, przeznaczonych dla ładunku, zapasów, paliwa, pasazerów i załogi) wynosi 2.561, a nośność DWT, czyli ciężar ładunku i zapasów, 3.284 t.

„Thurkus” zarejestrowany jest pod numerem (IMO) 8915744, a jego sygnał rozpoznawczy to 5BZJ2.

Statek, jak widać na zdjęciach, jest dziś niebieski, z białym nadburciem na dziobiei białą, niewielką nadbudówką na rufie z odstającymi „uszami” otwartego mostka, za którym umieszczony jest dość spory czarny komin ze znakiem armatora. Szare burty ładowni są bardzo wysokie, co jest dość charakterystyczne dla tego typu statków. Białe napisy na burtach (nazwa statku na dziobie i nazwa armatora w pobliżu rufy, tuż przed pomieszczeniami załogi) dopełniają całości. Nawodna część rufy jest kanciasta i pudełkowata, co zapewnia więcej przestrzeni wewnątrz statku, lecz sylwetce wyszło zdecydowanie na niekorzyść. Ale cóż, zawsze jest coś za coś, wie o tym każdy projektant. W tym wypadku nie było dla niego zbyt wiele miejsca do popisu, przy takich statkach funkcjonalność i ekonomiczność eksploatacji liczą się zdecydowanie bardziej niż uroda.

Nie należy jednak marudzić, bywa przecież dużo gorzej. Wystarczy przejechać się przez Polskę, wszystko jedno gdzie, i obejrzeć budujące się wszędzie pretensjonalne potworki, które urągają zasadniczym kanonom architektury i wszelkim zasadom zarówno funkcjonalnym, jak i formalnym.

Powróćmy jednak do tematu. „Thurkus” zatrzymał się w Gdyni na kilka dni, po czym ruszył w dalszą drogę. Szóstego kwietnia był w Grimsby, stąd udał się do Liepaji, gdzie dotarł 13-go. Dzień później znów gościł w Gdyni, tym razem przez całe 15 dni. Potem odwiedzał jeszcze porty w Goole, Blyth, Norrkoping, zanim znów pojawił się w Gdyni. Ostatni jego ślad zarejestrowałem w Grimsby. Wszedł tam 23-go.

Z pewnością niebawem znów się zobaczymy.

© Antoni Dubowicz 2015

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: