24kwiecień2024     ISSN 2392-1684

Woda dla WŁA-131

DSC 0233 nb

Zauważyłem go od razu, wchodząc do portu. Stał przy nabrzeżu stoczniowym i trwały na nim jakieś prace, podobnie jak przed kilku dniami. W przekonaniu, że nic się w tej kwestii nie zmieniło, nie poświęciłem mu więc specjalnej uwagi. Dlatego byłem mocno zaskoczony, gdy nagle usłyszałem go za moimi plecami, przechodzącego przez portowy basen, zmierzającego w stronę Nabrzeża Wyładunkowego, gdzie akurat stałem i gapiłem się na wrzeszczące mewy.

Nie ukrywam, że każdym razem, kiedy spotykam WŁA-131, siłą rzeczy muszę myśleć o pewnym grudniowym poranku w roku 2010, kiedy po raz pierwszy znalazłem się na jego pokładzie. Była to bardzo mroźna zima, woda w basenach skuta była lodem, a na nabrzeżach leżała gruba warstwa śniegu. Oblodzone były też wszystkie kutry. Prawie w tym samym miejscu, w którym znajdowałem się teraz, tuż obok wyciągu taśmowego, którym transportuje się na kutry lód ze „szkunerowskiej” chłodni, stał wówczas właśnie on, WŁA-131. Na gładkim, śliskim, oblodzonym, pozbawionym jakichkolwiek poręczy górnym  pokładzie stało dwóch rybaków, trzymających się tylko siebie nawzajem oraz powietrza i przekierowywało wyłaniające się co rusz z czeluści ładowni skrzynki z rybą na podstawioną do burty ciężarówkę.

Widząc, że stoję zafascynowany ich pracą i robię zdjęcia – rybacy zaprosili mnie na pokład. Wyszedł z tego reportaż, do którego jestem bardzo przywiązany, jeden z moich pierwszych, przy których byłem tak blisko – ba, w samym środku wydarzeń. Z niezbadanych przyczyn nigdy nie trafił on do Naszego Bałtyku, więc z linka, który chciałem tu podać – raczej nici, ale wierzcie mi, artykuł jest, leży bez mała od sześciu lat w archiwum i teraz, kiedy sobie o nim przypomniałem, może wreszcie go stamtąd wyciągnę.

Póki co, wróćmy jednak do teraźniejszości. Oto „nowy” (bo z gruntu w ostatnich latach odnowiony) WŁA-131 dochodzi już do Nabrzeża Wyładunkowego, wykonując przedtem zgrabny zwrot w portowym basenie – tak, bym mógł obejrzeć go w całej krasie ze wszystkich stron (dziękuję!). Już podana jest rufowa cuma, chwilkę potem również i dziobowa. Zaraz też wyjaśnia się, po co kuter odbył tę co najwyżej 200-metrową podróż przez dwa baseny. Otóż przyszedł tu po wodę! Tak jest, tuż obok taśmociągu z lodem ukryta jest skrzynka z wychodzącym z niej długim gumowym wężem. Właśnie jego końcówka ląduje na kutrze. Któryś z rybaków zgrabnie przymocowuje go sznurkiem do relingu i wtyka do rurki wlewu wody. To jest „klasyczna” strona tego urządzenia. Strona „współczesna” zaś to wspomniana skrzynka, w której, zamiast archaicznego kurka, znajduje się elektroniczny display z czytnikiem zbliżeniowym. Wystarczy wklepać w system ilość potrzebnej wody i przyłożyć do czytnika odpowiednią plastikową kartę z kodem – i już! Gotowe, woda się leje!

I to jest już w sumie koniec tematu, żeby nie lać  wody bez potrzeby.

Nie czekam, aż zbiornik się napełni i WŁA-131 powróci do stoczni czy gdziekolwiek indziej, odwracam się od kutra i „łapię” kolejne portowe, kolejne rybackie tematy. Po prostu muszę je łowić, bo same się pchają, osaczają mnie, atakują ze wszystkich stron i nie sposób się od nich opędzić. Chodzenie po porcie jest więc z jednej strony bardzo uciążliwe, ale z drugiej wspaniałe i nie wiem, co mogłoby mnie od tego powstrzymać.

O proszę, właśnie w obiektyw wciska mi się WŁA-250 w drodze do pirsu, przy którym zaraz stanie. Nie pokażę go wam teraz, ale kto wie, może kiedyś w jakichś kolejnych „Morskich Kadrach”? Tego jednak nie potrafię w tej chwili ani potwierdzić, ani wykluczyć, ani przewidzieć.  

© Antoni Dubowicz 2016

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: