„Tucana” na starcie regat
- Post 19 czerwiec 2018
- Odsłony: 2512
Najważniejszą jednostką na starcie regat „Gdynia 400 DOUBLE” była - „Tucana”!
Tak jest, „Tucana”, niewielki stateczek Urzędu Morskiego, który przecież nie stawia żagli – lecz co najwyżej pławy! Na jej jednak pokładzie znajdował się sędzia startowy i to właśnie „Tucana” wytyczać miała - wraz z postawionymi bojkami – linię startu tych dwuosobowych regat. Zameldowało się do nich 11 jachtów. Do przebycia miały w sumie około 400 mil morskich, pod szwedzkie wybrzeże aż do latarni Olands Sodra Grund i z powrotem.
Start w dniu 2 czerwca 2018, w sobotę, poprzedzony prezentacją uczestników, zaplanowany był na godzinę 12:00. „Tucana” odpowiednio wcześniej odeszła więc od pirsu UM w basenie Prezydenta i wyszła z portu, by ustawić się na wskazanej pozycji vis a vis gdyńskiego Akwarium.
Na wodzie kręciły się już zarówno biorące udział w wyścigach jachty jak i kilka mniejszych drobnoustrojów z obsługą regat oraz przedstawicielami mediów, wyposażonych w aparaty z długimi lufami.
Przedstawmy tutaj krótko uczestników regat w kolejności alfabetycznej. Mam nadzieję, ze udało mi się każdemu z nich zrobić choć jedną fotkę.
10 metrowy slup „Bigger Johnka” - POL 8478, załoga Konrad Smolen i Grzegorz Madej,
9,5 metrowa „Caravela 950” – POL 17793, załoga Andrzej Glebow i Edward Banaszak,
14,4 metrowy slup „Dancing Queen” – POL 15067, załoga Jerzy Matuszak, Piotr Chylarecki,
11 metrowy slup „Dexxter” – POL 15868, załoga Witold Nabożny, Robert Gwóźdź,
6,5 metrowy jachcik „Diamant 650“ PÓŁ 922, załoga Krzysztof Kołakowski i Jacek Kuliś,
20,4 metrowy slup „Globe” – POL 2, załoga Zbigniew Gutkowski i Tomasz Majewski,
10,8 metrowy slup „Opole“ – POL 15317, załoga Andrzej Kopytko i Anna Majewska,
9,4 metrowy holenderski slup „Smoke” NED 111, załoga Marcin Mielewski i Marek Mielniczuk,
12,9 metrowy jacht „Trygław” POL 551, załoga Grzegorz Rać i Adam Chojna,
10,7 metrowa „Vataha 2” POL 19000, załoga Paweł Wilkowski i Artur Burdziej,
10 metrowy jacht „Vector Baltica” POL 15018, załoga Przemysław Skibiński i Jakub Czarnecki
Podczas gdy jachty krążyły po wodzie, robiąc efektowne zwroty, pokazując się zgromadzonym na brzegu widzom, my, zgromadzeni na pokładzie „Tucany”, w ekspresowym tempie zapoznawaliśmy się z procedurami startowymi. Do podnoszenia sygnałów – trzech dostarczonych na nasz stateczek tyczek z kolorowymi chorągiewkami, wyznaczony został jeden z członków załogi. Flagi te, wraz z sygnałem dźwiękowym, sygnalizowały uczestnikom regat, ze zbliża się czas startu. Zupełnie jak w teatrze. Pierwszy dzwonek – powoli odchodzimy już od baru, drugi – kończymy pić piwo czy co tam w ręce dzierżymy, trzeci dzwonek – wszyscy z powrotem na salę, seans się zaczyna! Buczek, czy też klakson startowy (naprawdę nie wiem, jak się to ustrojstwo nazywa. Widywałem podobne gadgety na kierownicach rowerów w Monachium) wręczono w dłoń drugiemu z marynarzy „Tucany”.
Na podany przez sędziego startowego znak marynarz nacisnął na wskazany guzik. Rozległo się trąbienie i łodzie wystartowały. Nie napiszę – ruszyły z kopyta, bo wcale nie tak to wyglądało. Prawdę mówiąc trwało dobrą chwilę, zanim się w ogóle zorientowałem, że to naprawdę był start! Chyba nie byłem w tym przekonaniu osamotniony, bo kilka kręcących kółeczka jachtów również przebudziło się poniewczasie i zaczęło czym prędzej zmierzać w kierunku urojonej na wodzie linii startu.
Ostatni wyszedł mocno spóźniony „Trygław”. Przepływając obok nas któryś ze skipperów zawołał:
- Wypływamy ostatni, ale zobaczycie, wrócimy jako pierwsi! -
No i dotrzymali słowa. Byli naprawdę pierwsi z powrotem. Lecz nie dlatego, że byli najszybsi i przegonili konkurencję. Wrócili, bo wiatry były słabe i poddali się. Ale to już zupełnie inny temat.
© Antoni Dubowicz 2018