25kwiecień2024     ISSN 2392-1684

Dwa GRACHTY i GALEON

00 DSC0670a

Jadąc do portu nie miałem pojęcia, że trafię tam na Galeon. Wyruszyłem zwabiony informacją na stronie gdyńskich pilotów o dwóch Grachtach. Pierwszy („Erasmusgracht”) miał pójść z Francuskiego na redę, drugi („Stadiongracht”) z redy na Francuskie. Co ciekawe, oba o tej samej godzinie.

Niezła gra(ch)tka, pomyślałem sobie, lotna zmiana! Nasuwająca się nie wiadomo dlaczego, niepokojąca myśl o innej „zmianie” rozwiała się szczęśliwie, gdy się okazało, że Grachty nie są bliźniakami. „Erasmus” jest bowiem starszy i mniejszy – a „Stadion” wprost przeciwnie (zaskakujące, nieprawdaż?).

Z informacji UNIPILu wynikało, że wejście / wyjście obu statków zaplanowane jest na godzinę 14:30. Adnotacja: „Stadiongracht zaraz po Erasmusgracht” skłoniła mnie do przypuszczenia, że pracę wykona jeden pilot, który na pierwszym statku wyjdzie na redę, tam przeskoczy na drugi i wejdzie na nim do portu. Tak jednak się nie stało, „Erasmus” wyprowadzony został przez kapitana Krzysztofa Knybę, „Stadion” zaś wprowadzał kapitan Zbigniew Tyszko.

W grudniu o godzinie 14:30 potrafi już zmierzchać, szczególnie w dniu tak szarym, ze ciemno robi się już rano, zanim się w ogóle rozjaśni. Wyposażony w aparat pojawiłem się jednak na Francuskim pięć minut przed wpół, licząc na to, że w resztkach światła zdołam jakoś ustrzelić całą akcję. Prawdę mówiąc nawet mnie to pociągało, bo lubię takie klimaty.

Pierwsze najście na „Erasmusa” nie zwiastowało jeszcze nic szczególnego. Statek widziany od dziobu wyglądał jak wszystkie inne jednostki grupy Spliethoff - rudobrązowy kadłub z zieloną częścią podwodną, dźwigi na prawej burcie, na rufie dość skromna nadbudówka. Na nabrzeżu stało już auto z cumownikami, którzy jednak jeszcze nie wysiadali, na wodzie kręcił się w pobliżu statku „Fairplay V”. Najwyraźniej „Erasmus” nie był jeszcze gotów do odejścia. Podszedłem więc bliżej, by popatrzeć, co się dzieje – i wtedy zobaczyłem go! Stał na specjalnym wzmocnieniu na górnym pokładzie, a przy nim krzątali się gorączkowo sztauerzy, mocujący ostatnie liny, wkręcający jakieś śruby, spawający jakieś złącza.

On, Galeon! Z tarasu Muzeum Emigracji, na który się przeniosłem, mogłem go lepiej widzieć. Odczytałem więc bez trudu umieszczone na nim trzy cyferki, które pozwoliły mi go sklasyfikować – 640. Nietrudno już było ustalić, że jest to produkowany w Polsce super jacht 640 FLY prywatnej firmy Galeon ze Straszyna. Firma ta, powstała w 1982 roku, specjalizuje się w produkcji luksusowych jachtów oraz łodzi motorowych. Obecnie zatrudnia ponad 1400 pracowników i posiada hale produkcyjne i montażowe o powierzchni 18.000 m². Poza główną fabryką w Straszynie Galeon ma też druga - z mariną i dostępem do morza, z czego korzystają klienci, którzy zyskali doskonałe miejsce do cumowania i zimowania swoich jachtów.

Galeon 640 FLY to sztandarowy jacht firmy, nominowany do prestiżowej nagrody  European Powerboat of the Year 2019 (zwyciezca ogłoszony będzie w styczniu 2019 podczas targów Boot Düsseldorf, największej na świecie wystawie jachtowej odbywającej się pod dachem). Jest również nominowany do nagrody IBI Boat Builders Award za innowacyjne rozwiązania na pokładzie.

Znaczy to, ze znalazłem się we właściwym miejscu we właściwym czasie. To się nazywa szczęście! Jednak ile takie cudo jest warte, nie dowiecie się ze strony producenta. Co zresztą wcale mnie nie dziwi, cena zależy przecież od indywidualnych ustaleń standardów technicznych, jakości wyposażenia i organizacji wnętrz. My, zwykli śmiertelnicy, którzy nie mogą sobie pozwolić na takie luksusy, stajemy przed takim samym problemem zamawiając choćby samochód. Lista dodatków jest tak długa, że szybko może się okazać, że nasz wymarzony model kosztuje dwa razy tyle co jego podstawowa wersja w katalogu. Nie pytałem więc przedstawiciela Galeonu, z którym rozmawiałem, o cenę tego jachtu. Znalazłem jednak taki sam model, tegoroczny, acz używany, z którym obecny właściciel chce się rozstać. Żąda za niego bagatelne 1.650.000 € (słownie – milion sześćset pięćdziesiąt tysięcy euro, czyli z grubsza rzecz biorąc siedem milionów złotych!). Nowy wart jest z pewnością parę groszy więcej.

Dowiedziałem się za to, że Galeon na Grachcie nie udaje się, jak podejrzewałem, na styczniowe targi Boot Düsseldorf 2019. Pojedzie tam wprawdzie (już w przyszłym tygodniu) aż osiem jachtów Galeonu, jednak ten konkretny wyruszył nie do Niemiec, lecz do dilera w Turcji. Ma trafić na wystawę w Istanbule.  

 „Erasmusgracht” wyszedł wreszcie tuż przed godziną 15:00. Drugi Gracht jednak nie spotkał się z nim w główkach wejściowych. „Stadiongracht” pokazał się za falochronem dopiero 10 minut później. Granicę portu przekroczył o 15:17. Późno, obawiałem się, że może trochę za późno. Tuż przed zachodem jednak zrobiło się troszeczkę jaśniej, woda nabrała blasku a wschodnia część nieba zabarwiła się na różowo. Jednym słowem dało się jeszcze fotografować.

Lotna zmiana stała się więc faktem. Mylne jednak było moje przypuszczenie, że drugi statek również przyszedł po jachty. Nie, idące do Düsseldorfu Galeony załadowane będą w Gdańsku, nie w Gdyni. Jeśli się uda, będę przy tym obecny i być może powstaną z tego kolejne Morskie Kadry. Kto wie? Wszystko powinno wyjaśnić się za kilka dni.

„Stadiongracht” już na pierwszy rzut oka różni się od „Erasmusa”. Dostęp do pokładu jest tu trudniejszy, żadna burta nie jest bowiem wolna. Na lewej umieszczone są dwa obrotowe żurawie o uciągu od 55 ton przy wysięgu 30 m do 120 ton przy wysięgu 14 m (w okolicy rufy i śródokręcia). Na prawej taki sam żuraw znajduje się blisko dziobu, a na śródokręciu wznoszą się wysokie na kilka pięter skrzyniowate konstrukcje z bocznymi furtami. Pięć otworów za nimi umożliwia załadunek boczny.

„Stadiongracht” to jeden z jedenastu statków typu S we flocie Spliethoffa, holenderskiej firmie, założonej w 1921 roku, operującej obecnie flota złożona z ponad 50 nowoczesnych, specjalistycznych statków od 12.000 do 23.000 DWT, w 100% pod holenderską banderą.

Przy dojściu na wyznaczone na nabrzeżu Francuskim miejsce pomagały mu dwa gdyńskie holowniki - „Fairplay V”, trzymający się w pobliżu i pomagający w końcowej fazie manewrów w dopychaniu statku do nabrzeża, oraz idący za rufą Grachta „Fairplay XVI”. O godzinie 15:35 zakończono manewry. Cumownicy wsiedli do samochodu i odjechali, holowniki odeszły od burty i ruszyły w kierunku swoich aktualnych miejsc postojowych.

Chwilę później również i ja zapakowałem się do auta i pojechałem do domu. Na miejscu stwierdziłem, że wyprawa ta, oprócz zysku w postaci poniższych fotek, przyniosła i straty. Gdzieś zgubiłem bowiem rękawiczkę.   

Zakończmy jednak te Kadry pozytywnym akcentem. Ładunek, po jaki przyszedł do Gdyni „Stadiongracht”, jest równie niecodzienny jak ekskluzywny jacht na pokładzie „Erasmusa”. Są to bowiem aż 23 suwnice, montowane w Portowym Zakładzie Technicznym w Gdyni. To chyba rekordowa ilość suwnic zabranych jednorazowo! Pojadą one do Ameryki Północnej, do portów w Nowym Jorku i w Norfolk. Załadunek już trwa i być może również z tego powstaną jakieś Morskie Kadry.

Więc zaglądajcie tu czasem!

Gdynia, 10 grudnia 2018

© Antoni Dubowicz

PS: Gracht to po naszemu kanał. Wszystkie kanały w holenderskich miastach, a jest ich co niemiara, to jakieś Grachty. Zresztą nie tylko w miastach. Cała Holandia jest doszczętnie zagrachcona!

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: