24kwiecień2024     ISSN 2392-1684

Start do Rejsu Niepodległości – z pokładu „Pilota”

Start do Rejsu Niepodległości z pokładu Pilota 5

Kto by pomyślał, że po stu latach państwowości jednym z warunków uczestnictwa w rejsie „Darem Młodzieży” dookoła świata będzie przejście przez test na temat „morze w Biblii”? No cóż, żyjemy w czasach, w których inspiratorem i organizatorem jedynego naprawdę liczącego się krajowego wydarzenia w setną rocznicę odzyskania niepodległości jest instytucja wiary, w tym wypadku Salezjański Wolontariat Misyjny – wspólnie z Ministerstwem Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej oraz Akademią Morską  w Gdyni.

Nic więc dziwnego, że oprócz katolickiej młodzieży „biała fregata” wziąć miała również na swój pokład Iskrę Bożego Miłosierdzia z Krakowa, by przewieźć ją do Panamy, gospodarza Światowych Dni Młodzieży 2019. Uczestnikom obiecano też mszę świętą, celebrowaną na pokładzie żaglowca przez papieża Franciszka. Trochę na wyrost, bo szybko okazało się, że papież o tym nic nie wiedział. W rezultacie na „Darze Młodzieży” znalazł się w Panamie nie papież, tylko przybyły z Warszawy minister żeglugi i kilku, może kilkunastu innych ważnych urzędników, Franciszek natomiast udzielił delegacji załogi 16-muínutowej audiencji w panamskiej siedzibie nuncjatury.

Problemów związanych z rejsem było zresztą dużo więcej. Przez dłuższy czas nie było nawet jasne, czy w ogóle do niego dojdzie. Jakimś cudem udało się jednak pokonać wszystkie trudności – Salezjanie zastąpieni zostali przez Pallotyńską Fundację Misyjną Salvatti, udało się skompletować stałą załogę, zapłacić za remont stoczniowy żaglowca i udobruchać tych uczestników, którym początkowo obiecano możliwość samodzielnego wyboru etapu rejsu (i terminu), a potem wyszło jak wyszło, czyli bardzo po naszemu. Nietypowo załatwiono też sprawę wykonania materiałów reklamowych z Rejsu Niepodległości. Przetarg na wykonanie 17 prac (co by to nie znaczyło) ogłoszono dopiero 5 maja, czyli 15 dni przed planowanym rozpoczęciem rejsu i tak go sformułowano, że znalazła się tylko jedna firma spełniająca warunki. Jednak nie za 100.000 zł, jak planowała Akademia Morska, tylko za 400.000. Największym jednak problemem było finansowanie rejsu. Kilka dni przed startem nic jeszcze nie było pewne. Brakujące miliony przekazała dosłownie rzutem na taśmę w dniu 18 maja Polska Fundacja Narodowa, wspierająca do tej pory „projekt 100” znakomitego polskiego żeglarza Mateusza Kusznierewicza. Miał on otrzymać od PFN około 20 milionów złotych (ile dokładnie, nie wiadomo) na zakup jachtu i wyprawę dookoła świata. Jacht zakupiono, lecz z nieznanych przyczyn współpracę zerwano w atmosferze skandalu, kiedy media ujawniły umowę między Fundacją i Kusznierewiczem.

Jakby jednak nie było, w poniedziałek 20 maja wszystko było przygotowane do startu. Już od rana w namiocie na Skwerze Kościuszki celebrowano uroczyste pożegnanie „Daru Młodzieży”. Ze wspominkami, przemówieniami ważnych i ważniejszych, klepaniem się po plecach, wzajemnej adoracji, patriotycznymi sloganami, kropidłem i nieodłączną mszą świętą na pokładzie żaglowca.

Wraz z załogą „Pilota-5” oglądałem to w telewizji, siedząc w kabinie, komentując obraz na ekranie i czekając, aż skończą się wszystkie przemowy. Aż „Dar Młodzieży” odejdzie od nabrzeża i uda się wreszcie w tak szumnie zapowiedziany rejs, a my ruszymy za nim, by na redzie zdjąć z niego pilota.

Być może nie doczytałem, nie dosłyszałem tego wcześniej, lecz umknęło mi zupełnie, że zmieniono harmonogram i plan rejsu. Zaskoczony wysłuchałem więc, że „Dar” nie idzie wcale do Lizbony, jak planowano, a potem dalej do Teneryfy, Dakaru, Kapsztadu, stamtąd na Mauritius, do Dżakarty, Singapuru, Hong Kongu, Shanghaju, Osaki, Vancouver, San Francisco, Los Angeles, Acapulco, Panamy, Nowego Jorku, Horty i Antwerpii, by w marcu 2019 zakończyć rejs w macierzystej Gdyni – tylko udaje się na kilkutygodniowy rejs po Bałtyku, odwiedzając Tallinn i Kopenhagę, wyściubiając na chwilę nos do Stavanger, aby 10 czerwca wrócić z powrotem do Polski, do Szczecina.         

To zaraz, coś tu jest nie halo! Jak można urządzać tak wielką pożegnalną hecę, jeśli prawdziwy start do rejsu nastąpi dopiero za cztery tygodnie? Wcale nie w Gdyni, tylko w Szczecinie i po cichu? Coś tu nie gra! Podzieliłem się tą myślą z załogą, lecz ich zajmowała zupełnie inna plotka. Czyli życzenie politycznej wierchuszki, by „Dar” wyprowadzony został nie przez kogo innego tylko przez najwyższego rangą służbową pilota, dyrektora UniPilu osobiście! Oczywiście w pełnej gali, czyli w mundurze! Znam pana Jurka Kaczmarka na tyle długo by wiedzieć, że dyrektorowanie za biurkiem nie jest jego życiowym powołaniem i kiedy tylko może, kiedy tylko jest w Gdyni, „chodzi” do statków. Na liście pilotów jest z reguły pierwszy na liście, w gotowości od samego świtu. Jak wszyscy inni piloci, jest on też kapitanem żeglugi wielkiej. Ergo ma z pewnością mundur. Ale jeszcze nigdy nie widziałem, by jakikolwiek pilot włożył mundur galowy do pracy, idąc w morze, przejmując statek lub schodząc z niego! Wygodne buty, dobrze „przyczepne” rękawice, nieprzemakalna, nieprzewiewna kurtka z tysiącem „gadżetów” ratunkowych – tak, jak najbardziej, ale mundur galowy? Nigdy! Ciekaw więc byłem, co zobaczę na panu Jurku, tym bardziej, że załoga Pilota robiła już zakłady.

Wreszcie znak, że możemy wychodzić! Jest godzina 12:33. „Dar” jest już na morzu, od Nabrzeża Pomorskiego wyciągnęły go dwa holowniki gdyńskiego Fairplaya. Zmierzamy i my do wyjścia południowego. Na brzegu ścisk, masa żegnających żaglowiec ludzi. Wygląda to pięknie, ostatnio widziałem coś takiego podczas parady żaglowców na zlocie Gdynia Sails 2014.Za główką falochronu  zewnętrznego, już na otwartych wodach przyspieszamy, biorąc kurs na zmierzający w kierunku Helu żaglowiec. Na wodzie masa jednostek żegnających i towarzyszących. Kilka z nich wystrzeliwuje w niebo fontanny wody. Ten najbliżej nas to okręt ratowniczy „Szkwał”, ten w oddali to flagowa jednostka SARu „Kapitan Poinc”. Wodną salwę oddają także dwa „Fairplaye” – XVI i 26. Jest też sporo motorówek, masa jachtów, w tym dwa większe statki – „harcerski „Zawisza Czarny” oraz należąca do PANu „Oceania”. Wszystkie one pod żaglami. Niestety, na „Darze Młodzieży” żagli, z wyjątkiem dwóch „reklamówek”- nie postawiono. Jest to jednak zrozumiałe. Ze względu na bezpieczeństwo żeglugi prawie nigdy nie chodzi się pod żaglami na podejściu do portu. Z reguły nie stawia się ich wcześniej niż za trawersem Helu. W tym przypadku miało to miejsce jeszcze później, dopiero po kilku dniach ćwiczeń i zgrywania się niedoświadczonej, młodzieżowej po części załogi, no i panującej akurat na Bałtyku flauty.

„Pilot-5” podchodzi tymczasem do prawej burty naszej szkolnej fregaty. Tej, na której zwiesza się drabinka sznurowa. Wiem, byłem już często pouczany, że nie ma nazwy drabinka sznurowa, że w języku fachowym mówi się na to ustrojstwo trap, lecz pozwólcie mi być niepoprawnym i nazywać drabinkę sznurową drabinką sznurową. Dziękuję!

Podchodzimy blisko, na pokładzie „Daru” widzę już pana Jurka i żegnającego go oficera. Jest 12:40. Wiekopomny moment, schodzi ostatnia osoba łącząca żaglowiec z lądem.

Patrzę na pana Jurka, jak jest ubrany? Nie ma munduru! Na granatowej bluzie kamizelka ratunkowa, zarzucony plecak. Lecz pod bluzą - BIAŁA KOSZULA I KRAWAT! Znaczy, jednak ukłon w stronę … no właśnie, czyją? Po namyśle dochodzę do wniosku, że to ukłon w stronę „Daru”! Niecodziennie przecież wychodzi się w Rejs Niepodległości!

Wracam do kabiny uspokojony. Niebawem tracimy żaglowiec z oczu. On idzie na wschód, torem wodnym na otwarte morze, my zmieniamy kurs, przyspieszamy i lecimy do idących do Gdyni statków. Nie ma czasu na gapienie się, robota czeka!

© Antoni Dubowicz 2018/2019

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: