19kwiecień2024     ISSN 2392-1684

Wodowanie kutra VINGASKÄR / część 2

16 DSC0774a

Mniej więcej o wpół do dziesiątej rozpoczęła się operacja przesunięcia kutra z terenu stoczni na nabrzeże Indyjskie. Potężna „stonoga” uniosła się siłą pneumatycznego zawieszenia, a wraz z nią niesiony na jej grzbiecie stojak wraz z kutrem. Powolutku, centymetr po centymetrze, metr po metrze VINGASKÄR przesuwał się do przodu. Lub też, jak kto woli, do tyłu, bo szedł przecież rufą naprzód. Wówczas jeszcze nie wiedziałem, ze „stonoga” potrafi poruszać się we wszystkich kierunkach. Zastanawiałem się więc, jak ten niezwykle długi pojazd da rade zjechać na niezbyt szerokie przecież nabrzeże tak, by ustawić się równolegle do jego krawędzi. Taki zygzak wymaga przecież dużo więcej miejsca do manewrowania! Tymczasem wspomniana już w części pierwszej droga z bali nie jest wiele szersza niż długość kutra!

Jeszcze nie znałem możliwości manewrowych tego urządzenia. Niebawem jednak wszystko miało się wyklarować. Ale o tym będzie w następnej części relacji, dziś nie dojdziemy do tego. Dlaczego? Proste, ponieważ parę minut przed 10:00 rozpoczęła się przerwa. Na placu stoczniowym pojawił się stół z wielkimi termosami z herbatą i kawą, ktoś przyniósł wielkie kartony z pieczywem. W jednym były pączki – do wyboru, do koloru, w drugim pyszne, świeżutkie drożdżówki. Znalazły się też i kubeczki, i łyżeczki, cukier, mleczko, serwetki, a nawet worek na śmieci. Wiadomo, stoczniowa organizacja! Śniadanko na stojąco. Była chwila czasu, by odpocząć, posilić się, przyjąć jakiś gorący płyn (dzień naprawdę nie był zbyt ciepły), pogadać lub pomilczeć ze sobą. No i oczywiście dowiedzieć się, jaki jest harmonogram prac. Żeby naprawdę każdy dokładnie wiedział, co, jak i kiedy ma zrobić.

Przerwa nie trwała długo, po chwili rozgonił nas wciąż posuwający się do tylu kuter. Przejechał obok wyrwy w płocie (pamiętacie, pisałem w części 1, że go zdemontowano na dość sporej długości), przesunął się jeszcze kilka metrów – i wreszcie stanął. Rozpoczęła się akcja usuwania łańcuchów i zabezpieczeń, łączących konstrukcją podstawy z ciągnikiem – czyli tym, co nazywam nieporadnie  „stonogą”. Dzięki temu nie trzeba będzie robić tego na nabrzeżu. MAJA i CONSUL – a właściwie CONSUL i MAJA (patrząc od strony dziobu kutra – zaczęły powoli opuszczać stalowe liny, operacja wodowania wychodziła z fazy „statycznej”, przechodząc w fazę „aktywną” (stoczniowcy wybaczą mi te laickie sformułowania), poruszenie zaczynało już być widoczne gołym okiem!

Mniej więcej tyle (czy też prawie tyle, bo się z opisem trochę rozpędziłem) zobaczyć możecie na poniższych fotografiach. Zachowałem ciągłość numeryczną, są to więc fotki 16 do 30.

Pierwszą piętnastkę opublikowałem przedwczoraj (https://www.naszbaltyk.com/morskie-kadry-antka/4272-wodowanie-kutra-vingaskaer-czesc-1), a piętnastkę zerową, czyli prolog, jeszcze kilka dni wcześniej tutaj (https://www.naszbaltyk.com/morskie-kadry-antka/4267-wodowanie-kutra-vingaskaer-prolog)

Następne 15 kadrów już dla Was przygotowuję, pozostańcie więc ze mną na Naszym Bałtyku (lub na FB, skąd również dotrzecie na stronę www).

cdn

© Antoni Dubowicz 2020

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: