ORKA w porcie – nawijanie siatki, marki na stalówkach
- Post 19 luty 2021
- Odsłony: 3069
Jeśli myślicie, ze rybacy po powrocie z łowiska i wyładunku ryby wracają do domu, by poleniuchować kilka dni, pobyć z rodziną czy zająć się jakimiś przyjemnościami, to jesteście w błędzie! Po rejsie jest przed rejsem, a przed rejsem trzeba przygotować narzędzia pracy do pracy. To znaczy oporządzić kuter, dokonać przeglądu wszelakich maszyn i urządzeń, wymienić to, co do wymiany, naprawić, co do naprawy, statek oprowiantować, zaopatrzyć w paliwo, wodę i wszystko inne, co na morzu będzie lub może być potrzebne.
Jedną z niezbędnych rzeczy jest przygotowanie sieci. Po użyciu należy je rozwinąć, wysuszyć, wyczyścić, przejrzeć, wyłatać, często wymienić worek sieciowy na nowy lub na inny (dopasowany do gatunku poławianej ryby). Oprócz sieci trzeba też przejrzeć i sprawdzić urządzenia trałowe, a jest ich dużo i nawet nie potrafię ich poprawnie nazwać. Pominę więc lepiej nieudolne próby, pozostawiając wiedzę fachowcom a niewiedzę innym pokrewnym mi szczurom lądowym. Dość powiedzieć, że jest to wszystko praca żmudna i trudna. Rybak to musi być krzepkim gościem, nie jakimś chuchrem jak ja, którego pierwszy wiatr zdmuchnie z pokładu. No dobra, przesadziłem, aż tak źle ze mną nie jest.
Załoga ORKI (WŁA-139) to prawdziwi, najprawdziwsi rybacy. Jakby tego było mało, to jeszcze wspaniali, mili i gościnni faceci. Pobyt na ORCE w przedostatnim dniu grudnia 2020 wspominam więc wyjątkowo ciepło, dziękując za zgotowane mi przyjęcie. ORKA stała przy nabrzeżu Angielskim przy pirsie, o którym wciąż mówi się pirs DALMORU, mimo iż firma od lat już nie zajmuje się połowami dalekomorskimi (ostatni statek sprzedano w 2012 roku), lecz wynajmem i sprzedażą niepotrzebnych już budynków, pobieraniem opłat za parkowanie i – będąc obecnie częścią wielkiej firmy deweloperskiej – sprzedażą równie ekskluzywnych jak i drogich mieszkań w tzw. Yacht Parku. (Z jakiegoś powodu wszystkie nazwy w Polsce muszą być po angielsku. Może uważa się, że dodaje to splendoru? Hair Studio to coś lepszego niż Fryzjer? Nie wiem, nie rozumiem). Osiedle to, położone nad samą wodą przy nabrzeżu Kutrowym, ma widok na basen Prezydenta, nowo zbudowaną marinę oraz Water Front (a jakże!)
Nabrzeże Angielskie leży po drugiej, północnej stronie pirsu Dalmoru, przy basenie inż. Tadeusza Wendy, gdzie kiedyś siedzibę miała Stocznia NAUTA, która się jakoś nie do końca stąd wyprowadziła. Przy Angielskim, jakby jeszcze w porcie, choć już w zasadzie nie, cumują przeróżne statki. Skandynawskie off-shory w odstawce, przeróżne starocie, przerabiane na „nówki” w czymś w rodzaju prywatnej stoczni, związanej ściśle z holenderską firmą Glomar Offshore. Tutaj też przesuwa się w razie potrzeby wszystkie portowe zawalidrogi. Czasem zdarzy się jakiś statek, który coś wyładuje, czasem parkuje tu Oceanograf, nowy nabytek Uniwersytetu Morskiego, czasem jakiś ponton.
A czasem jakiś kuter. Jak właśnie dzisiaj ORKA. Ustawiona rufą do nabrzeża zacumowana była w miejscu, gdzie dość spory prześwit między budynkami pozwala na rozwinięcie długich sieci. Kiedy przybyłem, krótko przed jedenastą, większość siatki była już wycerowana i nawinięta na potężne bębny. Załapałem się więc na samą końcówkę, bardzo widowiskową część pracy – a niechcący również na (drugie?) śniadanie oraz pyszny, uwierzcie na słowo, obiad. Obiadu nie fotografowałem, ze śniadania natomiast zdjęcia są – to fotki 42 – 44. To akurat świetna okazja, by przedstawić Wam całą załogę (nawet w nadkomplecie). Oto oni, wielcy i wspaniali: Waldi Rasmus - szyper, Łukasz Trella (Łuki, Kaszëba) - drugi szyper, Daniel Szklar (Mayo) - mechanik, Andrzej Muran Muranowski (Dziki) - bosman i starszy rybak. Andrzej i Daniel wykazywali się dodatkowo w roli kucharzy.
Po śniadaniu, sieci były już nawinięte, przyszła pora na oznaczanie lin trałowych. Cechą charakterystyczną ORKI jest to, że windy trałowe znajdują się nie za sterówką, lecz na zadaszonym dziobie, a liny ciągną się wzdłuż burt przez całą długość statku. Nie widziałem takiego rozwiązania na żadnym innym kutrze. Jest to o tyle wygodne, że wystarczy jeden człowiek w sterówce, by trzymać kuter na kursie i jednocześnie sterować trałem. Nie musi mieć dodatkowych oczu z tylu głowy, widzi bowiem zanurzoną sieć na monitorze, a stalowe liny trałowe przez okno. Żeby odczytać ich długość, wplata się w nie „marki” z linki. O ile pamiętam, co 50 metrów (lub co 25, naprawdę zapomniałem). Pierwsza pięćdziesiątka jedno, druga -dwa, trzecia – trzy oznaczenia. A potem od początku. Mistrzem we wplataniu „marków” w stalowe liny jest bosman Andrzej, jemu więc powierzono tę pracę. Patrzę na sprawne ruchy jego dłoni i nie mogę wyjść z podziwu. Mam wrażenie, że reszta załogi patrzy na to tak samo. Może więc i Wy także zachwycicie się markami, siatkami i całą resztą rybackiej codzienności? Zapraszam bez dalszych ceregieli do części fotograficznej.
Jeśli coś nakłamałem, to tylko z nieświadomości i niewiedzy. Wybaczcie więc dyletantowi, może się kiedyś poprawię. Choć lepiej nie będę nic obiecywać.
(kliknijcie w kadr, by go powiększyć. Funkcja F11 włącza dodatkowo tryb całoekranowy)
(kliknijcie w kadr, by go powiększyć. Funkcja F11 włącza dodatkowo tryb całoekranowy)
(kliknijcie w kadr, by go powiększyć. Funkcja F11 włącza dodatkowo tryb całoekranowy)
© Antoni Dubowicz 2020/2021