18kwiecień2024     ISSN 2392-1684

Krótka historia - FAIRPLAY VII

00 aDSC0690

Lubię wpaść do portu ot tak po prostu, bez wyraźnego celu. Nie sprawdzając, co akurat tam stoi, co wchodzi, co wychodzi, nie śledząc stron pilotów czy Urzędu Morskiego. Pójść by pójść i dać się ponieść czarowi chwili. Poczekać na to, co się wydarzy. Bo zawsze się coś wydarza, jeszcze nigdy nie było tak, by nie zdarzyło się nic! W porcie bez przerwy jest jakiś ruch! Czasem jest to po prostu powiew wiatru, który czuję na twarzy, czasem krzyk przelatującej mewy albo jakieś dźwięki, niosące się po powierzchni wody od strony stoczni czy portowych basenów.

Tym razem (14 października 2020) widoczność była słaba, niebo zasnute deszczowymi chmurami, na morzu szalał kolejny jesienny sztorm. Mimo dość wczesnej pory było szaro, zza mgły dochodził blask zapalonych świateł na portowych pirsach. Mokra Ostroga Pilotowa, na której stałem, lśniła jak lustro, wdzierające się od morza w głąb portu fale rozbijały się o nabrzeże, rozpylając w powietrzu wodny pył. Było zimno, zimniej niż wskazywałby na to odczyt na termometrze. Jeden z tych dni, w których na własnej skórze doświadczyć można, jak bardzo temperatura odczuwalna różni się od temperatury rzeczywistej!

W tej oto aurze, która sama w sobie posłużyć mogłaby za temat do fotoreportażu (a gdybym był pisarzem, może nawet do jakiegoś opowiadania), pojawił się nagle nowy element. Gdzieś z głębi portu wyszedł samotny holownik. Przebijał się dzielnie przez fale, to nurzając się głęboko w wodzie, rozbijając ją dziobem na białą pianę, to wychodząc z niej wysoko w nieprzyjemnym, podłużnym rozkołysie, który udzielił się i mnie, stojącemu na brzegu fotografowi, powodując lekki skurcz żołądka. Miałem dwoiste odczucia. Z jednej strony za nic nie chciałbym być teraz na pokładzie FAIRPLAYA VII, (bo to on był właśnie), z drugiej niczego bym bardziej nie pragnął! Przeżyć te chwile na jego pokładzie, a nie gdzieś poza!

Z trzeciej jednak strony, tej pragmatycznej, stojąc na twardym gruncie dużo łatwiej było mi utrzymywać horyzont we względnym poziomie. Nie lubię bowiem, gdy woda „wylewa się” ze zdjęcia, co powoduje, że – patrząc na nie - odruchowo przekrzywiam głowę, co na dłuższą metę jest bardzo męczące.

Fairplayowi zrobiłem kilkanaście, a może nawet więcej zdjęć. Część z nich znajdziecie poniżej. Oglądać je można na dwa sposoby. Pierwszy, to szybki rzut oka na pierwsze, by stwierdzić, że pozostałe są takie same, więc można je sobie darować. Drugi, to przyjrzeć się każdemu kadrowi z osobna, spokojnie i z uwagą (należną chwili, jak mniemam - być może błędnie). To metoda zdecydowanie bardziej czasochłonna, więc raczej nie znajdzie zbyt wielu zwolenników. Czasy dzisiaj pośpieszne i powierzchowne, mało kto zatrzymuje się choćby na moment, by spojrzeć na cokolwiek dłużej niż pobieżnie. A może warto?

Cała pokazana na fotografiach scenka trwała zaledwie trzy minuty. Ciekaw jestem, ile czasu zajmie Wam? Cytując za Hołowczycem (tym z porównywarki cen ubezpieczeń) - sprawdźcie sobie!

© Antoni Dubowicz 2020/2021

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: