28marzec2024     ISSN 2392-1684

Mein Schiff 4 - statek „po mojemu”

Mein Schiff 4 foto 1

Wszystko zaczęło się w 2007 roku od „joint venture”, wspólnego przedsięwzięcia dwóch firm: największego na świecie niemieckiego koncernu turystycznego - TUI AG i drugiego największego armatora statków wycieczkowych na świecie, amerykańskiego Royal Caribbean Cruises, w wyniku którego powstało TUI Cruises.

Młoda niemiecka firma statków wycieczkowych z siedzibą w Hamburgu swoją rzeczywistą działalność rozpoczęła 2 lata później, tj. w 2009 roku, od zakupu statku „Celebrity Galaxy”. Jednostka otrzymała dumną nazwę „Mein Schiff”, jednak już w 2010 trzeba było nazwę  zmienić gdyż do linii trafiła siostrzana jednostka Celebrity Merkury. Postąpiono więc bardzo logicznie, rzekłbym „piękno prostoty” i statki nazwano zgodnie z kolejnością nabycia „Mein Schiff 1” i „Mein Schiff 2”. Oba statki wielokrotnie gościły w gdyńskim porcie, niestety już na początku artykułu smutna wiadomość - w barwach TUI Cruises przy polskich nabrzeżach już ich nie zobaczymy. Być może pojawią się „Mein Schiff 1” i „Mein Schif 2”, ale to już nie te same, a inne, nowsze. O wizytach weteranów firmy można by długo pisać i dołączyć trochę zdjęć, jak na „Bałtyckie fotografie” przystało, jednak to jest materiał na inny artykuł, który kiedyś z pewnością powstanie, a tymczasem „Mein Schiff 4”.

Firma TUI Cruises stworzona głównie na potrzeby niemieckiego rynku cruisingowego (nawet menu, kosmetyki  i rozrywki dopasowane do gustu gości niemieckojęzycznych) rozwijała się bardzo prężnie i liczba dwóch statków szybko stała się nieadekwatna do ilości turystów zainteresowanych tą formą podróżowania. Tak więc TUI Cruises i stocznia STX Finland ogłosiły 27 września 2011 r. kontrakt na budowę nowo zaprojektowanych wycieczkowców – „Mein Schiff 3” oraz „Mein Schiff 4”.

24 maja 2013 rozpoczęło się cięcie blach, a 25 lutego 2014 położono stępkę  pod numer stoczniowy 1384, który 10 października 2014 został zwodowany. Przekazanie statku armatorowi nastąpiło 8 maja 2015, a miesiąc później,  5 czerwca, odbyły się huczne i wyjątkowo spektakularne chrzciny jednostki, które oglądało ok. 25 000 widzów. Matką chrzestną wycieczkowca została niemiecka olimpijska pływaczka Franziska van Almsick, a „Mein Schiff 4” stał się pierwszym statkiem armatora TUI Cruises, ochrzczonym w Kilonii. Dzień później, 6 czerwca 2015, jednostka wyruszyła w swoją dziewiczą podróż bo wodach Bałtyku. Bilety na rejs zostały wyprzedane już do października 2014.

W pierwszym roku kursowania, dokładne 10 lipca 2015, statek odwiedził Polskę. Wizyta tak nowego i wielkiego wycieczkowca wzbudziła duże zainteresowanie, a jego pobyt uhonorowano odsłonięciem tablicy w Alei Statków Pasażerskich . W wydarzeniu uczestniczył m.in. wiceprezydent miasta Gdyni  i kapitan statku. Firma TUI Cruises na szczęście nie zapomniała o nas i również w tym roku skierowała do Polski swoje statki, które do końca sezonu pojawią się przy gdyńskich nabrzeżach sześć razy. Ze wstępnych zapowiedzi wynika, że w przyszłym roku możemy się spodziewać znowu 6 zawinięć i tym razem odwiedzą nas kolejne bliźniaki, które jeszcze u nas nie gościły, najstarszy z serii – „Mein Schiff 3” i najnowszy z serii – „Mein Schiff 6”.

Dzisiejsza data publikacji artykułu nie jest przypadkowa, bowiem właśnie dzisiaj w Gdyni gości (już po raz drugi) „Mein Schiff 5” (kolejny bliźniak statków „Mein Schiff 3” i „Mein Schiff 4”) i na dzisiaj zaplanowana jest uroczystość odsłonięcia w Alei Statków tablicy poświęconej tej jednostce.

Powracając do tytułowego „Mein Schiff 4”, pierwszy raz w tym sezonie zacumował on przy Nabrzeżu Francuskim 31 maja. Wtedy to miałem przyjemność  po raz pierwszy zobaczyć na własne oczy tego granatowego olbrzyma i obejrzeć  jego wyjście w morze. Statek planowo miał opuścić port o godz. 18:00 i jak na niemiecki statek, linię i kapitana przystało, o 17:59 tuż za gruszką dziobową pojawiły się potężne fale wytwarzane przez dziobowe stery strumieniowe, przy pomocy których statek sprawnie odszedł od nabrzeża i wydając  3 długie sygnały dźwiękowe ruszył ku ...nadciągającej burzy. Ciemne chmury i pioruny towarzyszyły wycieczkowcowi  już podczas manewrów portowych, a chwilę po zejściu pilota z jego pokładu już za główkami portu statek w ciągu kilku minut całkowicie zniknął w ścianie deszczu , która nadciągała nad port. Zjawisko diametralnie pogarszającej się widzialności można było bardzo dobrze zaobserwować z osłoniętego  od deszczu i burzy przeszkolonego tarasu widokowego na Dworcu Morskim, gdzie ukryłem się nauczony doświadczeniem sprzed lat, że z deszczową  aurą „Mein Schiffów” nie ma żartów.

Z „Mein Schiffami” spotkałem się jak dotąd 4 razy i zawsze albo padało, albo była burza, aż chciałoby się poszukać związku między barwą ich burt i barwą chmur jakie przyciągają, a granatowe to zazwyczaj są właśnie chmury burzowe - Cumulonimbusy.

Po raz drugi „Mein Schiff 4” pojawił się w polskim porcie 10 czerwca br. Był to „mój dzień“ z „Mein Schiff 4”. Statek w Gdyni miał zacumować o godzinie 7 rano, jednak zawsze godzina podawana zarówno przez armatorów jaki  i zarządy portów to godzina, kiedy statek powinien być już zacumowany przy kei, więc większość wycieczkowców pojawia się w główkach gdyńskiego portu z co najmniej 30-minutowym wyprzedzeniem.

„Mein Schiff 4” zaś pojawia się nawet z co najmniej 60-minutowym wyprzedzeniem. Dlaczego? Bo „lepiej być pięć minut przed  - niż minutę po czasie“. Tym razem jednak nie było to takie proste, gdyż kapitanat portu zgotował kapitanowi „Mein Schiff 4” niespodziankę w postaci wyjścia w morze statku ro-ro „Finnkraft” o godz. 6:15, a następnie wejście do portu kontenerowca „Christopher” w asyście holownika „Centaur II” o godz. 6:25. „Mein Schiff 4” zmuszony był zwolnić, praktycznie zatrzymać się na redzie i przeczekać, aż skończy się ten ruch statków. W tym czasie przyjął na pokład pilota, w asyście którego powoli obrał kurs między czerwoną  a zieloną stawę, wprost do awanportu. Potężną sylwetkę statku, czekającego za falochronem, długo można było obserwować w promieniach oślepiającego, wschodzącego słońca. W końcu jednak o 6:30 „Mein Schiff 4” sprawnie wpłynął do awanportu. Duża moc na dziobowych i rufowych sterach strumieniowych, szybki obrót na obrotnicy, cofnięcie i wyrównanie - i już, 10 minut przed planowaną 7:00, pierwsze rzutki spadły na nabrzeże. Statek praktycznie zatrzymał się i przez kolejne 5 minut metr po metrze delikatnie dosuwał swoją burtę do Nabrzeża Francuskiego, a w tym czasie na dziobie i rufie trwało już podawanie cum. Wraz ze mną , ochroną portu i załogą statku manewr cumowania obserwowali również pasażerowie. Niektórzy już ubrani i gotowi na podbój Trójmiasta, inni jeszcze w szlafrokach, dopiero co obudzeni, pijący na balkonach poranną kawę. Za pięć siodma na nabrzeżu zaczęto mocować trapy... czyli tak, jak już wcześniej pisałem – „lepiej być 5 minut przed czasem niż 1 minutę po czasie”. „Mein Schiff 4“ - jak zwykle na czas. Kiedy w rozmowie z załogą wyraziłem mój podziw co do dokładności i punktualności, usłyszałem w odpowiedzi zdecydowane „my zawsze jesteśmy na czas”, chciałem więc przewrotnie spytać, co w przypadku spóźnialskich pasażerów, ale zanim pytanie zadałem, usłyszałem już odpowiedź ...Nasi pasażerowie to głównie niemieccy pasażerowie, a oni mają to we krwi, że jak mają być o 17:30 to są 17:20”. Złośliwi powiedzą, że załoga jest zarozumiała i zbyt pewna siebie, ale to nieprawda, oni wiedzą co robią i wiedzą, co mówią, obserwowałem ich, pływają jak w szwajcarskim zegarku z chirurgiczną precyzją i - subiektywnie mówiąc - mnie się to podoba!

Chwilę później na nabrzeżu pojawiła się „Pstrong Orkiestra” i swoim występem uświetniła poranne zawinięcie statku. Zwykle takie powitanie zarezerwowane jest tylko na inauguracyjne zawinięcia wycieczkowców w danym sezonie,  lecz w przypadku wizyt jednostek TUI Cruises Pstrong Oriestra” pojawia się podczas każdego cumowania. Już w trakcie pokazu na nabrzeżu zaczęły ustawiać się autokary, które wkrótce zabrały chętnych pasażerów na wycieczki przygotowane przez TUI Cruises. Oferta zwiedzania jest tak bogata, że nie zdecydowałem się na jej dokładne przedstawienie, wspomnę tylko, że turyści mogą zobaczyć: gdańską starówkę, zwiedzić niektóre muzea, odwiedzić sopockie molo, wybrać się na rejs jachtem z gdyńskiej mariny lub kajakową wycieczkę po Motławie. Mają okazję docenić piękno kaszubskiego krajobrazu, zdobyć zamek w Malborku czy wysłuchać koncertu organowego w gdańskiej Oliwie. Jakby tego było mało, pasażerowie mogą zdecydować się na rowerową wycieczkę po Trójmieście na firmowych jednośladach, które ustawiono przy burcie. Na opuszczających statek pasażerów czekał statkowy fotograf oraz 2 osoby z gdyńskiej informacji turystycznej z przygotowanymi  folderami reklamowymi regionu.

 

„Mein Schiff 4”, podobnie jak i wszystkie statki armatora, już z daleka wyróżnia odmienny, bo nietypowy jak na wycieczkowce, granatowy kolor burt z turkusowymi napisami. Złośliwi współczesne statki pasażerskie nazywają blokami lub pływającym wieżowcami ze względu na ogromną liczbę balkonów / okien oraz ich białą barwę, lecz w przypadku „Mein Schiff” takie określenia są zupełnie nietrafione. A jak statek widzą pasażerowie? Czy również wyjątkowo? Po przekroczeniu trapu teoretycznie powinniśmy znaleźć się na pokładzie, a tymczasem lądujemy przy odprawie celnej i bramkach, jak na lotnisku... Jak to? - zapyta ktoś. A no tak, bezpieczeństwo jest najważniejsze, „SAFETY FIRST”, solidne i sumienne sprawdzanie kto i z czym wchodzi na pokład jest jak najbardziej słuszne, zwłaszcza  w czasach podwyższonego zagrożenia. Na pokładzie jest kilka tysięcy osób, więc aż strach pomyśleć , co by było gdyby..., ale „gdyby” nie ma, bo jest kontrola, dość szczegółowa kontrola. Wiem, bo sam ją przeszedłem podczas zwiedzania statku. Po kontroli wchodzimy jakby w inny świat, wyjątkowy w porównaniu z innymi wycieczkowcami, bo nie odpustowy: migająco-błyszcząco- mrugający, cyrkowo- lunaparkowy, ale dość elegancki, pełen klasy i stylu. Oczywiście wszystko jakby wczoraj kupione, czyste i lśniące. Do dyspozycji szczęściarzy, którzy wybrali ofertę rejsu właśnie na pokładzie  „Mein  Schiff 4” jest... no właśnie, jak to wszystko wymienić? - 11 restauracji i bufetów, 13 barów, zazwyczaj połączonych z salonami lub dyskotekami (które niestety nie cieszą się największym zainteresowaniem emerytowanych pasażerów, którzy stanowią znaczną większość), kasyno, spa z całym wachlarzem masaży, kolejne spa połączone z różnymi saunami, łaźnie parowe czy lodowe fontanny, 17.795 m² powierzchni otwartych przeznaczonych do relaksu, część z nich oszklona panoramicznym szybami z widokiem na morze, cześć zagospodarowana przez 2 baseny (odkryty o dł. 25 metrów i dużo mniejszy basen wewnętrzny). Nasuwa się pytanie: Czy 2 baseny  wystarczą? Są bowiem wycieczkowce, na których jest nawet 21 basenów. Okazuje się, że wystarczą, na „Mein Schiff 4” może podróżować 2.506 pasażerów, a nie 6.630 - jak na niektórych innych. Poza tym jest tyle wielorakich atrakcji, że nie ma możliwości, aby wszyscy nagle przyszli sobie popływać. Do innych atrakcji należy uniwersalne boisko, na którym można grać zarówno w siatkówkę jak koszykówkę czy nawet piłkę halową, z widownią i wielkim ekranem do transmitowania sportowych wydarzeń ze świata (np. Euro 2016), 280-metrowa ścieżka do joggingu. We wnętrzu znajdziemy centrum fitness, salon piękności, bibliotekę, filharmonię, teatr, kino, galerię i promenadę ze sklepami i butikami oferującymi  kosmetyki, biżuterię, zegarki , pamiątki czy słodycze. Na pokładzie jest również klub dla najmłodszych, fryzjer oraz szpital. Zainteresowanie budzi znajdujący się w jednym z salonów 10-metrowy model „Mein Schiff 4”, który po jednej stronie jest odwzorowaniem zewnętrznej bryły statku, a z drugiej przekrojem wnętrz dostępnych dla turystów jak i tych zamkniętych (mostek kapitański, maszynownia, kuchnia, pralnia). Z pokładu takiego olbrzyma rozpościera się panoramiczny widok na Nabrzeże Francuskie i niemal całą Gdynię. Wszystko byłoby OK, gdyby nie pewien rażący element. Byłem zażenowany, gdy ktoś z załogi spytał - „A co to takiego?”- wskazując na rozkopane nabrzeże z całą armią budowniczych, flotą koparek, piachem, węglem i różnym żelastwem zalegającym na kei. Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu cruiserów zapytałem o to w Zarządzie Morskiego Portu Gdynia, gdzie otrzymałem rzetelną odpowiedź  - „Wycieczkowce to wspaniała sprawa dla portu i dla miasta letnia wizytówka, ale tylko letnia. Nie oszukujmy się, gospodarka portu Gdynia nie opiera się na nich, a nabrzeże potrzebne jest cały rok, głównie do przeładunków masowych, musi być więc sprawne i gotowe do pracy“. Szkoda tylko, że remont nie zaczął się jesienią, teraz byłoby już całkiem reprezentacyjnie, a „jest jak jest”. Jak do przyszłego roku remont się nie skończy, będzie chyba trzeba przeszkolić pilotów morskich na przewodników, którzy podczas manewrów portowych będą sugerowali pasażerom „A teraz patrzymy w prawo, na port Marynarki Wojennej”...   

                        

Ale wracamy do statku i to od wyjątkowej perspektywy... w Polsce jeszcze nigdy nie opublikowanej! Jest na nim jedno niepozorne miejsce, (małe nie jest, bo z jednego końca do drugiego mierzy sobie ponad 40 metrów) od którego wiele zależy zarówno na statku jak i poza nim, od którego zależy cały statek, inne statki, a nawet porty. Miejscem tym jest mostek kapitański - mózg wycieczkowca. Sekstant, papierowe mapy, trójkąty i przenośniki nawigacyjne, dziennik pokładowy, spisy świateł i sygnałów mgłowych, locje, tablice pływów, koło sterowe, telegrafy maszynowe, kompas magnetyczny i może jeszcze log ręczny... romantyzm morza. Jakie więc było moje zdziwienie, gdy tych rzeczy na mostku kapitańskim „Mein Schiff 4” nie zobaczyłem, przynajmniej nie „na wierzchu”, jedyne co znajdziemy „na wierzchu” będzie to paczka chusteczek i kawa. Mózg tak nowoczesnego statku to setki przycisków i joysticków, dziesiątki monitorów i paneli dotykowych. Do 2018 r. na wszystkich statkach ma zostać wprowadzony tzw. system ECDIS - komputerowy system stosowany w nawigacji morskiej, będący połączeniem map cyfrowych  i kompleksowych informacji nawigacyjnych. Na statkach pasażerskich system ten nie jest już taką nowością, gdyż gości na mostkach od ponad 5 lat, tak samo i na „Mein Schiff 4” - wszystko zautomatyzowane, od map po dziennik pokładowy, wszystko na wyciągnięcie reki, za dotknięciem palca, mapy meteorologiczne, widok z kilkudziesięciu kamer zarówno wewnątrz statku jak i zewnątrz, podgląd parametrów silników. Do manewrowania statkiem służą dwa silniki i dwa stery Beckera mogące pracować synchronicznie lub niezależnie, 3 stery strumieniowe na dziobie oraz 2 na rufie pozwalają na szybki obrót jednostki o 180° w miejscu, a joystick zsynchronizowany z systemem DP- Dynamicznego pozycjonowania statku, czyli zdalnego wspomagania systemu dokładnego manewrowania statkiem, pozwala na utrzymanie go na pozycji czy przesunięcie o dokładnie kilka metrów.

Z wystających po obu burtach skrzydeł mostka kapitańskiego oprócz sterowania statkiem można obserwować odległość lewej lub prawej burty od nabrzeża lub innych statków. Jest to doskonałe miejsce do dowodzenia statkiem ze względu na swoje umiejscowienie, znajduje się ono 29,5 m nad poziomem wody (czyli na wys. ok 10 piętra wieżowca), 37,7 m od dziobu i 255,6 m od rufy. Niestety! 255 m robi swoje i ocena, gdzie naprawdę kończy się statek, nie jest taka prosta, a dokładne określenie, jaka odległość dzieli burtę od odbijaczy na nabrzeżu również jest trudna z powodu  wystających za obrys statku łodzi ratunkowych. Czy to jest jednak problem?  Absolutnie nie, po podniesieniu wzroku, przy suficie skrzydła widzimy kolejne monitory, a na nich obrazy z kamer zainstalowanych  dokładnie na rufie statku i na burcie na wysokości kilku metrów nad nabrzeżem. Na mostku zachowało się jednak kilka rzeczy, które przy tej kosmicznej technologii wydają się archaiczne, a mianowicie miejsce dla sternika wyposażone w kierownicę (którą właściwie powinienem nazwać sterem XXI wieku), żyrokompas czy flagi Międzynarodowego Kodu Sygnałowego. Załoga pracująca na mostku najogólniej rzecz biorąc odpowiada za wszystko, a dokładniej: nawigację, unikanie kolizji, monitorowanie bezpieczeństwa na pokładzie, utrzymywanie nasłuchu radiowego szczególnie na kanałach ratowniczych, kontrolę parametrów pracy silników, stabilizację jednostki, a nawet gospodarkę świeżej wody i ściekową.

Mostek kapitański to także kopalnia wiedzy o statku. Trochę tych surowych wiadomości, może nawet ciekawostek, których nie znajdziemy w sieci, przygotowałem poniżej:

Dane techniczne statku „Mein Schiff 4”.                                                                                                                                          

Numer IMO: 9678408; Sygnał wywoławczy: 9HA3513;

Bandera: Malta; Port macierzysty: Valletta

Długość całkowita: 293,3 m; Długość między pionami: 272,7 m; Szerokość całkowita: 42,3 m; Szerokość:: 35,8 m; Zanurzenie max: 8,1 m; Wysokość: 58,5 m; Długość gruszki dziobowej: 12 m

Pojemność brutto: 99 526 GT; Pojemność netto: 63 078 NT; Nośność: 7.900 DWT

Silnik: 4 główne silniki spalinowo- elektryczne Wärtsilä 48 MW (65.300 KM); 2 x 12 V cylindrów: 14,4 MW (19.600 KM); 2  x 8 L cylindrów: 9,6 MW (13.050 KM)

Napęd i sterowanie: 2 wały napędowe (długość 55,6 m, średnica 435 mm); 2 śruby (5-płatowe, średnica 5,8 m, masa 15,6 t); 2 stery Beckera (pow. 28 m², czas przełożenia z burty na burtę 14 s); 3 stery strumieniowe dziobowe (3 x 3 MW); 2 rufowe stery strumieniowe ( 1 x 1,8 MW + 2 x 1,4 MW); Prędkość: 21,7 w;

Stabilizatory: 2 (pow. 15 m², min prędkość: 10 w, niwelują przechyły poprzeczne - tzw. kiwanie")

Sprzęt kotwiczny: całkowita masa: 178 t - 2 kotwice (masa: 12,1 t), łańcuchy kotwiczne (średnica: 97 mm, 1 długość: 27,5 m, 1 masa: 5,7 t); sterburta (14 długości= 385 m, 14 mas= 80 t); bakburta (13 długości= 357,5 m, 13 mas= 74 t)

Pokłady: 15

Załoga: 1.000

Pasażerowie: 2.506; Kabiny: 1.253 (wew: 123, zew: 97, balkony: 955, rodzinne: 64, apartamenty: 14) 

Z „Mein Schiff 4” nie mogłem się rozstać, więc tego samego dnia wróciłem ok. 17:55 jak bumerang na nabrzeże, zestresowany, że się spóźnię i statek mi ucieknie. Gdy tam dotarłem - jeszcze stał, ale już tylko na kilku cumach. A więc szybka wspinaczka na wieżę Kapitanatu Portu, która tylko z nabrzeża wydaje się wysoka. Zresztą z nabrzeża wszystko wydaje się duże, ale dopiero patrząc z pokładu statku pokroju „Mein Schiff 4” widzimy prawdziwą skalę. Wszystko wydaje się, a nawet jest, mikroskopijne: nabrzeża, przykrótka Ostroga Pilotów, wieża Kapitanatu Portu, a holowniczki to chyba zabawki zdalnie sterowane. Wycieczkowiec może i jak wygląda jak słoń w składzie porcelany, ale na pewno się tak nie porusza, co potwierdziło jego kolejne w tym roku wyjście na gdyńską redę. O 18:00:42 (prawda, że punktualnie?) oddano dziobowe i 2 rufowe cumy, 2 minuty później strumień od silników, 3 długie sygnały słyszane w całej Gdyni i połowie Zatoki Gdańskiej i wycieczkowiec odpłynął..., ale gdzie pożegnalny deszcz? Padało w dzień :) a tym razem zamiast deszczu na „Mein Schiff 4” czekał dopychający wiatr z silnymi porywami, statek mimo to szybciej odsuwał się bokiem od nabrzeża niż płynął do przodu, by nabrać wysokości na zieloną stawę. Z tarasu widokowego Dworca Morskiego manewr ten wydawał się niezaplanowany i niebezpieczny , wyglądało tak, jakby statek miał za chwilę wpaść na zieloną stawę, ale „Mein Schiff 4” pod komendą kapitana Jensa Troiera trafił pewnie i bezpiecznie między główki portu. Kapitan umyślnie daleko odpłynął od nabrzeża i zbliżył się do zielonej stawy, aby chwilę później obrócić na swoją korzyść porywisty wiatr dopychający i ogromną powierzchnię nawiewu równą 10.550 m² i pozwolić się zdryfować na środek toru wodnego, by spokojnie oddalić się w kierunku Kłajpedy. Jedni powiedzą, że logiczne i proste, a inni - że to jakieś czary. Co by kto nie mówił, manewrowanie takim olbrzymem to jedna z form sztuki, tak jak muzyka czy teatr. I z tego miejsca niskie ukłony dla gdyńskich pilotów i kapitanów takich statków.

Dla niektórych osób turystyka na pokładach cruiserów nigdy nie była marzeniem życia i według nich sposób podróżowania w towarzystwie tak wielu innych osób, gdzie wszystko jest dostępne „od zaraz” nie może być udany, a romantyzmu morza na „transatlantykach XXI wieku” się nie znajdzie. Ja osobiście wychodzę z założenia, że jak się chce, to się znajdzie, a zwłaszcza  na pokładach „Mein Schiffów” każdy znajdzie coś dla siebie. W końcu to „Mój statek” zarówno dla armatora, załogi jak i pasażerów - nazwa zobowiązuje do dzielenia się nim :)

„Mein Schiff 4” to jeden z serii statków wycieczkowych, których ostatecznie powstanie 6. Jest to seria wyjątkowa, poczynając od ciekawej kolorystyki, przez swoją wielkość (jest drugim najdłuższym wycieczkowcem, jaki pojawił się w gdyńskim porcie w tegorocznym sezonie), panujący na pokładzie  porządek, miłą atmosferę, solidną pracę załogi, aż po świetną organizację pobytu i punktualność , jakiej nie da się doznać przy innych wycieczkowcach.

Fotoreportaż w takiej, a nie gorszej postaci powstał dzięki uprzejmości Morskiej Agencji Gdynia,  armatora TUI Cruises oraz załogi statku „Mein Schiff 4”. Szczególne podziękowania składam  I oficerowi - Andre Gerz oraz First Purser (pol. ochmistrz- podstawowe stanowisko oficerskie w dziale hotelowym) - Sandrze Haiduk.

tekst i zdjęcia: Jan Roeske  

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Komentarze  

+1 #1 Tyrania 2016-08-03 13:14
Dobra "robota" Janku, ja też jestem zachwycona zamieszczonymi fotografiami i chciałabym w przyszłości popłynąć tym statkiem ;-)
Cytować

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież