19kwiecień2024     ISSN 2392-1684

Konie i furmanki w Gdyni

01-nb

Współpracujący z nami autor, pan Michał Sikora, jest rodowitym gdynianinem. Tu się urodził w 1934 roku, tu dorastał i tu spędził całe życie. Miasto zna więc od podszewki. Publikuje artykuły o Gdyni i Pomorzu na własnym blogu „Gdynia - w której żyję”, z którego pochodzi poniższy tekst, uzupełniony o „końską” fotografię z „Morza” z czerwca 1927.

Konie i furmanki w Gdyni

W pierwszym powojennym „Roczniku Statystycznym Gdyni z 1957 roku”, który został wydany przez Wydział Statystyki PMRN w 1958 roku, na stronie 55 znajduje się tabelka nosząca tytuł „Zwierzęta gospodarskie 1950 – 1957”. Pierwszą pozycją w tej tabeli są konie. Okazuje się, że w 1950 roku w naszym mieście były 442 konie, a po siedmiu latach odnotowano ich wzrost do 498 sztuk. Przyrost to niewielki, lecz w tym miejscu pamiętać należy o stałej urbanizacji Gdyni, o ciągłym wzroście motoryzacji, która systematycznie wypierała transport konny.

Tymczasem w okresie budowy miasta i portu konie i transport konny odegrały znaczącą rolę. O ich roli przed paroma laty przypomniał Stefan Brechylko, przedwojenny furman, znający te sprawy z autopsji. Ten działacz Koła Starych Gdynian wnioskował, aby gdyńskim koniom wystawić pomnik upamiętniający ich wkład w budowę naszego miasta. Wskazywał nawet lokalizację dla monumentu, mianowicie plac przed dworcem Gdynia Główna. Pan Stefan, którego poznałem osobiście, nagłośnił swój pomysł i sprawił, że w telewizji regionalnej ukazał się film, w którym zaprezentowano wysiłek koni przy pracy w Gdyni. Wydawało się, że pomysł pana Stefana doczeka się rychłej realizacji. Tymczasemminę ły lat, a sprawa nadal tkwi w martwym punkcie. Szkoda, bowiem koń w Gdyni ma wieloletnie zasługi. Poza wspomnianą wyżej pracą przy budowie Gdyni, przypomnieć wypada dziesiątki koni, jakie zmobilizowano już jesienią 1939 roku (oddział gdyńskich Krakusów). Po wojnie przetrzebiona populacja koni włączona została do wszelkich prac w mieście. Konie służyły nie tylko rolnikom w pracach polowych, ale korzystano z ich siły w transporcie. Szereg osób, mieszkańców przedmieść, wyłapało wiosną 1945 roku szwendające się po polach i lasach konie poniemieckie (wojskowe i po uciekinierach). Konie te, niekiedy chore bądź ranne, po wyleczeniu i odkarmieniu służyły Gdyni przez wiele lat. Transport konny w pierwszych powojennych latach był wszechobecny. Konie pracowały przy odbudowie portu, konne wozy dowoziły materiały budowlane, wywoziły gruz, dowoziły towar do sklepów, opał do domów mieszkalnych. Platformy konne zwane „rolwagami” rozwoziły bańki z mlekiem z mleczarni „Kosakowo” na Grabówku do sklepów we wszystkich dzielnicach miasta. Wozami konnymi dowożono z rozlewni napoje chłodzące i piwo butelkowane i beczkowe. Transportu konnego używano też do przewozu zmarłych mieszkańców na cmentarze. Do tego celu używano specjalnie przysposobionych konnych karawanów.

W późniejszych latach, chyba koniec lat 60 - tych ubiegłego wieku, wprowadzony został zakaz wjazdu wozów konnych do śródmieścia. Skończyło się zanieczyszczanie głównych ulic śródmieścia końskimi odchodami, a mieszkańców nie budził już stukot końskich kopyt o bruk. Tak powoli i bezgłośnie odszedł do historii jeden z rozdziałów dawnej Gdyni.

© Michał Sikora, 27 lutego 2014

http://gdyniawktorejzyje.blogspot.de/2014/02/konie-i-furmanki-w-gdyni.html

fotografia tytułowa: K. Pęcherski, „Morze” numer 6/1927

skan: Antoni Dubowicz

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież