29marzec2024     ISSN 2392-1684

To nie transatlantyk...

07 DSC 3293-nb

Współpracujący z nami autor, pan Michał Sikora, jest rodowitym gdynianinem. Tu się urodził w 1934 roku, tu dorastał i tu spędził całe życie. Miasto zna więc od podszewki. Publikuje artykuły o Gdyni i Pomorzu na własnym blogu „Gdynia - w której żyję”, z którego pochodzi poniższy tekst, uzupełniony o fotografię tytułową.

To nie transatlantyk...

Gdynianin zapytany o „Batorego” bez wahania wskaże na dom towarowy w centrum. Rzadziej wspomni statek pasażerski o tej nazwie, który przez długie lata – od wiosny 1936 roku woził pasażerów i emigrantów, a cumował zwykle przy Nabrzeżu Francuskim w gdyńskim porcie, tuż przy Dworcu Morskim. Później był „Stefan Batory”, który zastąpił „Batorego” by wkrótce jak jego poprzednik być sprzedanym na „żyletki”. I to by było na tyle.

O innym „Batorym”, o którym zamierzam tu opowiedzieć, wie niewielu. Są to zwykle fani historii naszego miasta bądź też fani morskiej batalistyki. A jest ich niestety coraz mniej – bo odeszli już na wieczną wachtę popularyzatorzy morskiej wiedzy – red. Jerzy Miciński, kmdr Edmund Kosiarz, kmdr Edward Obertyński, pisarz Jerzy Pertek i inni.

Tyle wstępnej dygresji – a teraz do rzeczy. Obok wspomnianego wyżej „Batorego” dysponowaliśmy też niewielkim kutrem – ścigaczem o tej samej nazwie. Ten mały „Batory” został zbudowany w latach 1930 – 1932 w stoczni rzecznej w Modlinie. Miał zaledwie 21 m długości i tylko 9 osób załogi. Wyposażony był w nowoczesne silniki co zapewniało mu szybkość 24 węzłów. Ścigacz ten bazował w porcie helskim, a użytkowany był do zadań pomocniczych przez Straż Graniczną, jako ścigacz dozorowy.

Gdy 28 września 1939 roku skapitulowała Warszawa, admirał Józef Unrug dowodzący obroną Wybrzeża, świadomy faktu, że Rejon Umocnień Hel jest jedynym zorganizowanym polskim bastionem, kontynuującym walkę z Niemcami, zdecydował zakończyć obronę Półwyspu Helskiego. Sformułował to tak: „Wszyscy kapitulują we wrześniu, my wytrzymamy do października”. Zgodnie z tym stanowiskiem, 1 października, na zwołanej naradzie sztabowej zapadła ostateczna decyzja o kapitulacji. Jeszcze tego samego dnia o godz. 14.00 nastąpiło zawieszenie broni, a o godzinie 17 kmdr Majewski, szef dowództwa, udał się niemieckim okrętem do Sopotu, do Grand Hotelu, gdzie podpisano umowę kapitulacyjną. Zgodnie z tym porozumieniem Niemcy zajęli Półwysep rankiem 2 października. W nocy z 1 na 2 października zniszczono dokumenty sztabowe, zatopiono względnie zniszczono część uzbrojenia oraz podjęto kilka prób ucieczki. Jedyną udaną próbę podjęto ścigaczem „Batory”, i to już koło godz. 19.00 dnia 1 października, a więc wtedy gdy kapitulacja Helu była już przesądzona i znane były jej warunki.

Organizatorem ucieczki był kpt. Jerzy Milisiewicz, łącznościowiec, kierownik referatu radiowej łączności w Dowództwie Marynarki Wojennej na Oksywiu, którego losy wojny rzuciły na Hel. Był on zapalonym żeglarzem, nawigatorem, kapitanem jachtowym. Teraz jego umiejętności miały się okazać przydatne. Gotowość ucieczki wyraziło 15 osób – 5 oficerów, 5 marynarzy, 2 cywili i 3 członków załogi ścigacza. Rejs zaplanowano na szwedzką wyspę Gotlandia. Przewidując niemiecką blokadę Helu od strony zachodniej, wyruszono w kierunku północno – zachodnim, biorąc początkowo kurs na Piławę.

Ścigacz ruszył z szybkością 15 węzłów. Zakładano, że większość trasy zostanie pokonana nocą. Toteż po dwóch godzinach rejsu, gdy zapadł już mrok, okręt wziął kurs na Visby – port na Gotlandzie. Omijając niemieckie patrole oraz zmagając się z nie najlepszą pogodą zmierzano do celu. Na resztkach paliwa, eskortowani na ostatnim etapie rejsu przez szwedzki torpedowiec, o godz. 15.30 – po ponad dwudziestu godzinach „Batory” zacumował w porcie Klintehamn, a stąd na holu trafił do Visby i dalej do Vaxholmu. Tam po różnych perypetiach i formalnościach został internowany.

Do kraju powrócił po latach w bardzo złym stanie technicznym, na holu. Był 25 października 1945 roku, gdy w towarzystwie „Daru Pomorza” i trzech naszych okrętów podwodnych „Żbik” „Ryś” i „Sęp”, które również były internowane w Szwecji, dopłynął do ojczystego brzegu.

Po powrocie i remoncie „Batory” jeszcze przez długie lata służył różnym organizacjom paramilitarnym do szkolenia młodzieży.

Wojenne i powojenne losy kapitana Milisiewicza i jego współtowarzyszy opisanej ucieczki są mi nieznane, jeżeli ktoś z czytelników bloga wie coś na ten temat to proszę o kontakt w komentarzach.

Podczas pisania korzystałem między innymi z książki J. Pertka „Wielkie dni małej floty”.

© Michał Sikora,12 lipca 2012

http://gdyniawktorejzyje.blogspot.de/2012/07/to-nie-transatlantyk.html

tytuł:

kuter pościgowy „Batory” w maju 2013 w Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni. Jak tam dotarł, opisaliśmy swego czasu w Naszym Bałtyku: http://naszbaltyk.com/morskie-kadry-antka/833-ostatni-port-batorego.html

foto: © Antoni Dubowicz 2013

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież