26kwiecień2024     ISSN 2392-1684

(Po)łamany bukszpryt „Shtandarta“

00-DSC 0484-nb

Operacja Żagle Gdyni rozpocząć się miała w piątek, 15go i trwać do poniedziałku 18 sierpnia. Jednak pierwszy żaglowiec pojawił się w Gdyni już w środę, 13-go. Był to„Dar Młodzieży”, który powrócił z letniego rejsu szkoleniowego. Przybycie pozostałych zaplanowano na piątek do godziny 13:00. Ale rosyjski „Shtandart” stał już w czwartek rano przy niedostępnym jeszcze dla publiczności nabrzeżu Dalmoru. Nie wiem, skąd przybył, ale najwyraźniej była to podróż z przejściami.

Ale zanim o tym opowiem, kilka słów o samym żaglowcu. „Shtandart” jest repliką pierwszego rosyjskiego okrętu wojennego, zbudowanej w 1703 roku fregaty, której projekt wykonał ponoć własnoręcznie car Piotr I Wielki, który też budowę nadzorował.

Na brzegu rzeki Swir powstała wówczas stocznia Olonetskaja. W ciągu zaledwie pięciu miesięcy zbudowano w niej pierwszych pięć okrętów, przeznaczonych do obrony leżącego w delcie Newy nowej twierdzy Sankt Petersburg. „Shtandart” z 28 działami na pokładzie był największym z nich i został okrętem flagowym Floty Bałtyckiej. Swoją pierwszą bitwę stoczył w 1905 roku przeciw atakującym Sankt Petersburg Szwedom.

W 1711 okazało się, że drewno użyte w pośpiechu do budowy kadłuba nie było dostatecznie suche, wymienić trzeba więc było klepki poszycia i część wręg. W służbie okręt pozostał do 1719, kiedy to z rozkazu Piotra Wielkiego przeznaczono go na okręt- muzeum. Zachowany miał być „po wsze czasy“, by głosić chwałę sztuki budownictwa okrętowego w Rosji. Zacumował wraz innymi okrętami w kanale przy twierdzy Kronwerk. Pozbawione pielęgnacji, niszczały tam one przez następne lata. W 1727 powołana przez Katarzynę I komisja postanowiła wyciągnąć okręt z wody, aby na brzegu dokonać koniecznego remontu. Jednak „Shtandart” był już w tak złym stanie, że liny, za pomocą których go wyciągano, przecięły statek, który się praktycznie rozsypał. Nie zachowały się żadne oryginalne plany, rysunki, dane konstrukcyjne, żaden opis – z jednym wyjątkiem. Na jednej z XVIII-wiecznych rycin przedstawiony jest „Shtandart” podczas bitwy.

Wprawdzie „dla upamiętnienia imienia jego majestatu Piotra I Wielkiego” cesarzowa Katarzyna I nakazała budowę nowego okrętu, jednak rozkazu tego nie wykonano. Nazwę „Shtandart“ nosiły tylko kolejne carskie jachty.

Taka sytuacja trwała do lat 90tych XX wieku, kiedy to z inicjatywy historyka Vladimira Martusa postanowiono zbudować replikę „Shtandarta”. Konieczne informacje na temat materiałów, konstrukcji i procesów budowy fregaty zebrał inny historyk, Victor Krajnyuk. Prace budowlane rozpoczęły się 4 listopada 1994. Użyto takich samych materiałów i technik, jakie były stosowane przy budowie pierwowzoru. Wyprodukowano więc ręcznie 8 tysięcy gwoździ, z parków w pobliżu Sankt Petersburga wycięto 250 drzew różnych gatunków.

Chrzest odbył się 30 maja 1998, wodowanie 4 września 1999. W pierwszy rejs „Shtandart” wyruszył w czerwcu 2000 roku. Jego kapitanem został inicjator budowy Vladimir Martus.

Czekałem na niego podczas Tall Ships’ Races 2009. Na próżno. „Shtandart” był wprawdzie zapowiedziany i brał udział w regatach, ale do Gdyni nie przybył. Tak więc zobaczyłem go po raz pierwszy dopiero teraz.

Z daleka fregata wygląda bardzo efektownie, z gruszkowym przekrojem i żółcią nachylonych burt, trzema bardzo wysokimi masztami i szczególnie charakterystycznym dla okrętów tej epoki „łamanym” bukszprytem, ze stojącym na jego końcu pionowo drzewcem! Cechą szczególną były mocowane na nim żagle rejowe, podbukszprytowy na ukośnym drzewcu, nadbukszprytowy na drzewcu stojącym. W przypadku „Shtandarta” to ostatnie służy jednak tylko do niesienia flagi.

Rejowe żagle na wysuniętym przed dziób bukszprycie były konieczną pomocą w sterowaniu. Kadłuby okrętów były bowiem ciężkie i tępe, a mały i cienki ster na rufie sam nie dałby sobie z nimi rady. Ułatwiające sterowanie żagle trójkątne – latacz, kliwer i sztaksel – znane były wprawdzie już od początków XVI wieku, ale rozpowszechniały się bardzo powoli. Marynarze są bowiem narodkiem przywiązanym do tradycji i wszelkie nowości przyjmują niechętnie.

Rozpisałem się o bukszprycie, ale nie bez powodu. „Shtandart” przyszedł bowiem do Gdyni z uszkodzonym jego końcem (tym sterczącym pionowo). Załoga starała się połączyć ze sobą drewniane belki, jakieś połamane części leżały na nabrzeżu. Nie wiem, czy zastosowane techniki naprawy odpowiadały historycznym wzorom (sądząc po akumulatorowej wiertarko/wkrętarce, dyndającej u boku jednego z załogantów - to niekoniecznie), ale ostatecznie żyjemy w XXI wieku i dostępne są dziś także inne środki, niż tylko ręcznie kute gwoździe i konopne liny. Zresztą replika repliką, ale pod pokładem, tam gdzie za czasów cara przechowywano beczki z wodą, liny kotwiczne, kule i proch armatni, dzisiejszy „Shtandart“ ma między innymi dwa silniki Diesla po 560 KM, elektrogenerator, pompy wodne, zbiorniki, kambuz, mesę i koje załogi.

Dość jednak powiedzieć, że naprawa się udała! „Shtandart” w ciągu kolejnych dni kilkakrotnie wyruszał w dwugodzinne rejsy z pasażerami, ciesząc się wśród nich wielkim wzięciem. Bilety nie były wcale drogie, kosztowały 50 złotych. Nieco więcej zapłacić musieli tylko pasażerowie, biorący udział w finałowej paradzie żaglowców. Ale „Shtandart” na morzu i pod żaglami wyglądał jak z obrazka i kto go w to poniedziałkowe popołudnie widział, bez różnicy czy z pokładu, czy też z brzegu, z pewnością tego widoku nie zapomni.

Ale to już osobna historia na osobny reportaż.

© Antoni Dubowicz 2014

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: