26kwiecień2024     ISSN 2392-1684

Orłowo w najzimniejszym dniu roku

00 115247

Tak zimnych Trzech Króli jak w tym roku nie pamiętam. W środę, 6 stycznia mróz pobił chyba wszelkie rekordy. Pominąwszy jednak temperaturę był to bardzo piękny, słoneczny dzień, nic więc dziwnego, że w Orłowie wcale nie było pusto.

Nad morzem dzialy się zaś prawdziwe cuda. Silny wiatr porywał wstające z wody drobinki lodowatej pary i powietrze pełne było tumanów zamarzającej mokrej mgły, przelatującej z dużą prędkością wzdłuż plaży. Kropelki lodu świeciły w południowym słońcu i siekły po twarzach oraz odsłoniętych rękach ludzi, szczególnie fotografów, którzy siłą rzeczy musieli zdjąć rękawiczki, by zrobić „swoje” wymarzone zdjęcie. Motywów do fotografowania było zaś tak wiele, że prawie niemożliwe było się zdecydować, w którą stronę się obrócić, co ująć, czym się bardziej zachwycić, gdzie i jak „strzelić” swój upragniony kadr!

Ja te swej strony zadbałem o dodatkowe atrakcje, powodując calkiem niezłe trzęsienie ziemi. Nieopatrznie bowiem podszedłem nad sam skraj morza – tam, gdzie woda omiata swym jęzorem piaszczysty brzeg. Chciałem zrobić zdjęcie z perspektywy tuż nad powierzchnią morza. Nie pomyślałem jednak, że woda na zimnie zamarza i ostatni metr plaży to wcale nie piasek, tylko zbita masa lodu. Rymsnąłem więc na dupsko z tak potężnym łomotnięciem, że ziemia się zatrzęsła, a echo mojego upadku dotarło chyba do Szwecji, jeśli nie na Biegun Północny! Siłę wstrząsu sam oceniam na co najmniej 7 w skali Richtera!

Że nie utopiłem przy tym aparatu (który zresztą był niewielkim smartfonem, w zasadzie dość łatwo wysuwającym się z rąk), jest jakimś cudem. Trzymałem go przez cały czas kurczowo w zgrabiałych dłoniach, podczas gdy nogi uciekały mi w kierunku Bałtyku, a tylna część ciała postanowiła poddać się prawom ciążenia i dynamiki. Ups, to bolało!

Nie poddałem się jednak, wstałem  (chyba nie najzgrabniej) i dalej dzielnie cykałem kadry, udając, że nic wielkiego się nie stało i wcale nie jest aż tak źle. Nie wiem, czy moja Ewunia w to uwierzyła, raczej chyba nie, ale taktownie nic nie powiedziała. Pozwolila mi być chojrakiem.

Nie byłem jednak aż takim chojrakiem, by zdjęcia przygotować do publikacji jeszcze tego samego dnia – zbyt zajęty byłem przez cały wieczór ukradkowym rozcieraniem obolałych części ciała. Czekały więc długo, aż się do nich przymierzę. Może i dobrze, bo dziś, opowiadając o tej przygodzie, mogę się już sam z niej śmiać.

© Antoni Dubowicz 2016 

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Komentarze  

0 #1 Damroka 2016-09-06 16:02
Cudowne zdjecia!
Cytować

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: