Strażnicy morskiej granicy!
- Post 12 grudzień 2017
- Odsłony: 1981
W środę 12 kwietnia o poranku, w zwyczajny - wydawałoby się - dzień, ogladając krzątające się po porcie holowniki, powracającą z morza pilotówkę, czy też wychodzący z Gdyni niezbyt duży kontenerowiec, nie zastanawiałem się wcale nad kwestią bezpieczeństwa narodowego. Ot, statki sobie pływają, dzień jak co dzień, normalny ruch. Czyli jak zawsze - bezkonfliktowo, bezproblemowo, spokojnie i bezpiecznie.
Że tak wcale nie jest, uzmysłowily mi dopiero nieoczekiwane ruchy floty. Nagle dotarło do mnie, że wróg czyha! Czai się na każdym kroku i nigdy nie wiadomo, kiedy i z której strony uderzy. Może właśnie od morza?
Całe szczęście jesteśmy na taką ewentualność przygotowani. Nie damy się nikomu zaskoczyć, nikt też nas nie pokona! Rozbudowujemy przecież potencjał zbrojny, a okręty nasze są czujne i gotowe, czego namacalny dowód miałem oto przed oczami!
O 7:30 z portu wojennego wysunął się cichutko w szare morze budzący respekt, stalowo-czarny kadłub okrętu rakietowego ORP „Orkan” z numerem taktycznym 423, a krótko przed ósmą przez portowe wody przemknął z hukiem dwóch doczepnych silników ciemny RIB (rigid-inflatable boat) - szybka łódź z oznaczeniem GNM na gumowej burcie. Podobne łodzie można latem spotkać praktycznie w każdym porcie i porciku naszego wybrzeża. Kręcą one po morzu kółka i ósemki, ochlapując wodą żądnych wrażeń turystów. Załoga jednak tego RIBa, sądząc po polowych mundurach i czarnych hełmach, składała się z komandosów. W pierwszym rzędzie siedział ich dowódca (?) – wpatrzony w trzymany w wyciągniętej przed sobą dłoni smartfon. Pewnie sprawdzał łączność z „Orkanem” albo namierzał potencjalne okręty wroga.
Wyglądało to naprawdę bardzo profesjonalnie i nadzwyczaj bojowo zarazem. Jeśli do tej pory nie odczuwałem nawet, że może mi coś zagrażać, teraz poczułem się wreszcie bezpieczny.
Dobrze wiedzieć, że naszej morskiej granicy strzeże silna flota!
© Antoni Dubowicz 2017
|