Zlot „żaglowców“ w Łebie

00 DSC 1999-nb

Będąc w Łebie na początku kwietnia, a więc przed sezonem, trafiłem niespodziewanie na zlot „żaglowców”. Naliczyłem ich tam sześć!

Zapytacie, dlaczego słowo „żaglowce” wziąłem w cudzysłów? Ano dlatego, że nie mają one wcale żagli, są żaglowcami tylko z pozoru, tak samo jak z pozoru są historyczne. Stare? Tak, stare to one są naprawdę. Prawie wszystkie turystyczne „żaglowce” to przebudowane kutry rybackie, najczęściej te z początków lat sześćdziesiątych. Ulubioną bazą tych konstrukcji jest kuter typu B-25, zwany „superkutrem”, jeden z najlepszych wówczas statków rybackich na Bałtyku. Wielu rybaków twierdzi do dzisiaj, że nigdy lepszego nie było! Nic więc dziwnego, że pod powłoką łodzi wikingów czy też siedemnastowiecznego galeonu często ukrywa się właśnie stary, dobry B-25.

Nie uwierzycie, ale wtedy, gdy „superkutry” wyruszały jeszcze w morze po śledzie – MIAŁY ŻAGLE! Wyposażone były bowiem w ożaglowanie pomocnicze typu kecz bermudzki, którego używaly podczas trałowania (fok, grot i bezan o łącznej powierzchni ok. 33 m²).

Ale po co komu dzisiaj żagle na żaglowcu? Przecież turysta, udający się na wycieczkę morską lub na zwiedzanie portu nie chciałby wcale, żeby jakaś płachta zasłaniała mu widok, a maszerując po pokładzie do baru nie lubi potykać się o rozpięte wszędzie liny (i tak już się trudno chodzi!).

Jednak „żaglowce”, jak stojące właśnie w Łebie „Denega”, „Gryf”, „Regina”, „Viking III” czy „Ragnarok” wrosły już tak bardzo w wakacyjny pejzaż, że gdyby ich nagle zabrakło – odczulibyśmy to boleśnie. Bo przecież po to właśnie jedzie się nad morze, aby zobaczyć prawdziwego pirata, zjeść zupkę z płetwy rekina z nocnego połowu w knajpce na plaży w Sopocie albo dorsza w jednej z milionów budek (ryba na wagę, surówka, bułeczka, frytki, sol, majonez, pieprz, serwetka, widelec i plastikowa tacka, na której to wszystko leży - ekstra), ruszyć na „prawdziwą” wycieczkę morską na „prawdziwym” żaglowcu lub obejrzeć port z historycznego galeonu ze swiętym Jerzym lub łatwopalnym smokiem ze styropianu na dziobie i plastikowym kubkiem z ciepłym piwem w dłoni.

Poza sezonem Łeba jest turystycznie martwa, nadaje się więc idealnie na zimową stolicę uśpionych pseudo żaglowców. Dla potencjalnego wczasowicza – nudy na pudy, dla mnie gratka, jakich mało!

© Antoni Dubowicz 2013 

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: