Gdynia Sails 2014 – na pokładzie rosyjskiego barku „Sedov”

00 aDSC 0911

W 1974 roku odbył się w Gdyni zlot żaglowców, zwany Operacją Żagiel. Było to wówczas bezprecedensowe, pierwsze tego typu wydarzenie nie tylko w Polsce, ale i w ogóle za tzw „żelazną kurtyną”. A zawdzięczamy je „Darowi Pomorza”, który w olimpijskim roku 1972 zadebiutował w organizowanych od 1956 roku zlotach „Operation Sail” i, ku ogromnemu zaskoczeniu żeglarskiego swiata na całym świecie, wygrał regaty w klasie A.

40 lat później władze miasta postanowiły uczcić to wydarzenie, organizując operację „Gdynia Sails 2014”. Do udziału w niej zaproszono szczególnie te żaglowce, które były w Gdyni także w 1974 roku.  

Zamiar powiódł się znakomicie, przypłynęło aż 25 żaglowców klasy A i B, w tym 10 „starych znajomych” oraz kilku nowych gości.

Wprawdzie rosyjski „Sedov” jest w Gdyni częstym bywalcem, w 1974 roku jednak tutaj go nie było. Zaliczymy go więc także do grupy „nowych”. Nie wiem, czy wypada go przedstawiać, prawdopodobnie wszyscy wiedzą, że jest to największy żaglowiec szkolny świata, czteromasztowy bark, jeden z ostatnich windjammerów. Przez wiele lat był też największym żaglowcem w ogóle, zanim w początku lat 90tych oddał pierwszeństwo wycieczkowemu „Royal Clipper” - który notabene zaczynał jako nasz „Gwarek”, wycieczkowy żaglowiec dla polskich górników, zaprojektowany przez Zygmunta Chorenia w początku lat 80tych i nieomal zbudowany w Stoczni Gdańskiej. Pasjonująca historia, znajdźcie ją sobie w sieci i przeczytajcie koniecznie!

„Sedov” znalazł się w Związku Radzieckim po drugiej wojnie w ramach reparacji wojennych. Pływał początkowo pod banderą Marynarki Wojennej ZSRR, później jako statek szkolny Ministerstwa Rybołówstwa. W 1957 roku prowadził nawet dla Akademii Nauk badania hydrograficzne na Atlantyku. W latach 1975–1981 stacjonował w Kronsztadzie. W Polsce gościł wielokrotnie, odwiedzał Szczecin (po raz pierwszy w 1982 roku, w 2007 ponownie podczas finału The Tall Ships’ Races, regatach, w których brał udział regularnie od  1986 roku) oraz Gdynię. Od 1991 roku armatorem „Sedova” był Uniwersytet Techniczny w Murmańsku, a obecnie Wyższa Szkoła Morska w Kaliningradzie.

(Latem 2020 roku „Sedov” jako pierwszy statek o napędzie żaglowym przepłynął samodzielnie przez Przejście północno-wschodnie z Oceanu Spokojnego przez Cieśninę Beringa, Ocean Arktyczny, wzdłuż północnych brzegów Rosji do Murmańska – ale o tym w sierpniu 2014 roku, kiedy robiłem te zdjęcia, nikomu się jeszcze nawet nie śniło).

Poruszając się po pokładzie „Sedova” trzeba mieć oczy dookoła głowy. Patrzeć pod nogi, by nie potknąć się o jedną z niezliczonych wyrastających z niego stalowych pułapek, przed siebie, by nie zaplątać się w jedną z niezliczonych lin i sznurów, niektórych grubszych od mojej ręki, rozpiętych misternie w powietrzu w zdradliwą pajęczą sieć, a także patrzeć w górę, by nie trzepnąć czołem w któryś z wiszących na wysokości głowy potężnych bloczków czy innych twardych przedmiotów. Warto też spojrzeć całkiem wysoko, na top masztu, by wiedzieć, że za żadne skarby świata nie chciałoby się tam wdrapać – a jednocześnie tęsknić do widoków z góry, które muszą być boskie. Wszystko to stawia trudne wyzwania przed fotografem, który z racji trzymanego przed twarzą aparatu ma bardzo ograniczone pole widzenia i o wypadek nietrudno. Udało mi się jednak zejść z pokładu „Sedova” cało, co nie było mi dane na okręcie podwodnym „Kondor”, który w 2009 roku zaatakował moją głowę w sposób nadzwyczaj brutalny, czego nie mogę mu zapomnieć do dziś.

Chciałbym oczywiście móc opisać dokładnie to, co zobaczycie na zdjęciach, nazwać każdą linkę, każdy kawałek blachy, żeliwa, stali, wypolerowanego mosiądzu, nie zrobię tego jednak, to ponad moje możliwości. Podobno są ludzie, którzy się w tym rozeznają. Muszą być, skoro sam widziałem, jak „Sedov” porusza się napędzany wyłącznie siłą wiatru. Przyznam szczerze, kiedyś sam marzyłem o staniu się jednym z nich, ale nie było mi to dane. Może i dobrze. Nie wszystkie marzenia młodości muszą się spełniać, bo jakby ten świat wyglądał, gdyby było inaczej?

W pochmurne, deszczowe  sobotnie popołudnie 16 sierpnia 2014 miałem okazję pokręcić się i rozejrzeć po pokładzie statku, czego rezultatem są publikowane dzisiaj zdjęcia.

( Początek i koniec tego tekstu skopiowałem bezczelnie z własnego postu Gdynia Sails 2014 – na pokładzie portugalskiego szkunera „Santa Maria Manuela” - https://www.naszbaltyk.com/morskie-kadry-antka/3189-gdynia-sails-2014-na-pokladzie-portugalskiego-szkunera-santa-maria-manuela . Nie wiem, czy nie popełniłem w ten sposób plagiatu. Jeśli nie, to dobrze. Jeśli tak, to niczego nie żałuję i nie obiecuję poprawy)

© Antoni Dubowicz

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: