Wigilia na „Pilocie”
- Post 07 styczeń 2018
- Odsłony: 2122
24 grudnia 2017. Podwójne święto – niedziela i wigilia. Wczesnym popołudniem z portu wychodzi niewielki rosyjski drobnicowiec „Алекса́ндр Сибиряко́в“ (Aleksandr Sibiryakov). Na jego mostku manewry koordynuje gdyński pilot, kapitan ż.w. Janusz Cholyst. Od Nabrzeża Rybnego wyrusza po niego „Pilot-5” z załogą w składzie: pan Henryk Dąbrowski, szyper i pan Ryszard Aranowski, mechanik.
Kuter pilotowy i statek spotykają się kilka minut później w awanporcie, jeszcze przed główkami wyjściowymi. Kilkaset metrów za falochronem, na torze wodnym, ze statku nadchodzi sygnał, że pilot zaraz zejdzie. Na sterburcie drobnicowca wisi już trap, Od góry asekuruje go dwóch marynarzy rosyjskich, na dole czuwa pan Ryszard. „Pilot-5” przykleja się dosłownie do czarnego kadłuba „Sibiryakova”. Pilot dotarł już do trapu i przechodzi przez nadburcie. Ostrożnie stawia stopy na szczeblach sznurowej drabinki. O, już jest na pokładzie i znika w drzwiach kabiny.
Czerwona łupinka „Pilota” odchodzi od burty statku, zawraca, przyspiesza i mknie z powrotem do portu. Po niecałych 10 minutach pan kapitan udaje się do domu. Jego robota skończona, miał dziś tylko dwa statki do obsłużenia. W pogotowiu jest jeszcze trzech innych dyżurnych pilotów. Statków w porcie jest niewiele, okres świąteczny zawsze jest spokojny. Z pewnością da się to więc tak zaaranżować, by każdy z pilotów wigilię spędzić mógł w rodzinnym gronie. Załoga „Pilota-5” takiego szczęścia nie ma, pan Henryk i pan Ryszard służbę zakończą dopiero następnego dnia rano. Może więc i trochę nadrabiają miną, kiedy na odchodnym ściskamy sobie dłonie życząc „wesołych świąt”, ale nie dają tego po sobie poznać. Ja wiem na pewno, że będę o nich myślał przy wigilijnym stole.
Gdy przeskakuję na nabrzeże, z nieba spadają pierwsze krople deszczu.
© Antoni Dubowicz 2017
Komentarze