26kwiecień2024     ISSN 2392-1684

Leniwy Ross i trzy maluchy

00 aPB170343

Amerykański niszczyciel rakietowy USS ROSS (DDG 71) do Gdyni przyszedł wczoraj z wizytą, którą jedni nazywają roboczą, cokolwiek to znaczy, inni zaś inaczej, nie zawsze przychylnie. Pogódźmy więc wszystkich, nazywając wizytę krótką. Okręt miał bowiem wyjść w morze już dziś rano o godzinie 7:30. Pisałem o tym wczoraj w Aktualnościach na Naszym Bałtyku (https://www.naszbaltyk.com/aktualnosci/4287-uss-ross-przelotem-w-gdyni) wzmiankując, że jeśli dopisze pogoda, fotografowie ucieszą się na pięknie różowe poranne niebo.

Niestety. Obudziłem się wcześnie i od razu zauważyłem, że dzień będzie wcale nie różowy, tylko szary i deszczowy. Zgodnie z resztą z prognozą. I że Ross nie wyjdzie, jak zapowiadano, o wpół do ósmej. Wystarczył bowiem rzut oka na stronę gdyńskiego Unipilu by dostrzec, że na liście nie było jeszcze wyznaczonego pilota, który miałby „Amerykańca” wyprowadzić. Pilot zamawiany jest na godzinę przed „odlotem” i wtedy pojawia się jego nazwisko na liście. Skoro go nie było, mógłbym dalej spać – gdybym nie miał piesków do wyprowadzenia.

Gdzieś koło południa pojawiła się nowa godzina wyjścia – 14:45. Postanowiłem wpaść do portu i zrobić mu kilka fotek. Jako że stał zacumowany dziobem w kierunku kapitanatu, wychodząc musiałby obrócić w awanporcie (oczywiście na sznurku, przy pomocy dwóch holowników). Wtedy miałbym go ze wszystkich stron – od dziobu, z boku i od rufy. Różne pozycje, różne fotki, mógłby być ciekawy fotoreportaż.

Stałem więc już kilka minut przed godziną zero na pirsie przed Kapitanatem gotów do pracy. USS Ross stał przy nabrzeżu Francuskim, dokładnie tam, gdzie go wczoraj zostawiłem, i nic nie wskazywało na to, że się ruszy. Nie było cumowników, wyznaczone do pracy przy nim holowniki stały sobie spokojnie przy kei, nawet Marynarka Wojenna nie odgrywała żadnych scen. Wczoraj na powitanie ruszyło się wszystko, co się ruszyć mogło (z wyjątkiem nieszczęsnego Orła, którego wyciągnięto z głębi portu wojennego i przywiązano do pirsu tak, by rzucało się w oczy, że okręty podwodny też, panie, mamy! A dziś święty spokój!. Nic się nie ruszało, nie krzątały się gorączkowo szare holowniki, nie zabuczał na pożegnanie Ślązak. A propos Ślązaka, można o nim mówić co się chce, ale głos syreny ma naprawdę piękny, głęboki i donośny. Słyszałem wczoraj i byłem naprawdę zbudowany. Jest siła, nie boimy się nikogo!

Najwidoczniej jednak Ross zagustował w Gdyni. Spodobało mu się i postanowił postać sobie jeszcze trochę. Rozleniwił się! No i dobrze, port w Gdyni jest piękny, a z miejsca, w którym stał, widok jest naprawdę doskonały – jeśli patrzeć we właściwą stronę, a nie na olbrzymie hałdy węgla w wielkiej zasobni tuż przy burcie.

Zapowiadało się więc trochę nieciekawie. Ross w bezruchu, holowników nie ma, nic nie ma! Ale zaraz, nie ma holowników? Niemożliwe, nie w Gdyni! Tu zawsze coś się dzieje. No i rzeczywiście, pomoc przyszła nieoczekiwanie. Zamiast dwóch, nawet trzy holowniki! I to jakie! Trzy prawdziwe maluchy!

Zacznijmy od absolutnie nieoczekiwanego pojawienia się w awanporcie KAROLA. Karol pracuje przy budowie nowego terminalu promowego na Polskim i przy skracaniu Ostrogi Pilotowej od strony Oksywia i zwykle kursuje między tymi dwoma punktami. Jeszcze nigdy nie widziałem go w awanporcie! Karol jest czerwony i należy do Przybrzeżnej Żeglugi Pasażerskiej "Czerwony Szkwał" w Kołobrzegu. Firma ta świadczy szeroki wachlarz usług portowych,  wykonując m.in. usługi pogłębiarskie i refulacyjne. W Gdyni aktywna jest od dłuższego czasu w różnych miejscach w porcie.

Drugim nieoczekiwanym holownikiem jest MAREK. Marek ma czarne burty i niebieściutką nadbudówkę. Pracuje wspólnie z Karolem, najczęściej przy obsłudze taboru pogłębiarskiego i tym podobnych robótkach. Jego armatorem jest gdańska „Hydrobudowa S.A.” Hydrobudowy przedstawiać nie trzeba, Hydrobudowa jest wszędzie!

Trzeci to STRALSUND. To najprawdziwszy maluch, najmniejszy stateczek w polskim oddziale kompanii żeglugowej FAIRPLAY TOWAGE. Zadaniem Stralsunda jest z reguły przewóz pracowników, szczególnie cumowników w porcie, choć widywałem go również w prawdziwych akcjach holowniczych. Ba, co najmniej w jednej z nich brałem nawet czynny udział. Jako fotograf, dobrze, ale jednak! Pamiętacie może, w sierpniu 2019 weszła do Gdyni brazylijska fregata CISNE BRANCO. I właśnie maleńki Stralsund miał zaszczyt asekurować ją w manewrach portowych. Są nawet Morskie Kadry Antka z tego wydarzenia. O, tutaj: https://www.naszbaltyk.com/morskie-kadry-antka/3988-navio-veleiro-cisne-branco-wchodzi-do-gdyni

I już. To wszystko. Poniżej 6 zdjęć z trzema maluchami i leniwym Rossem. 6, sześć? I o to tyle hałasu? Po to tyle pisaniny? Warto było?

Nooo, sam się nad tym zastanawiam. Może tak? A może nie?

Ale żeby nie było, dorzucam zdjęcie siódme. Tytułowe. Bez maluchów, Ross solo. Żebyście mi tych sześciu nie wypominali!

© Antoni Dubowicz 2020

Udostępnij na:

Submit to FacebookSubmit to Twitter

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Przeczytaj również: